Piłkarz, lekarz, demokrata
Młodsi klubowi koledzy zadedykowali zmarłemu wczorajszy mecz z Vasco, dzięki któremu „Timão” (pieszczotliwy przydomek Corinthians) został po raz piąty mistrzem Brazylii. Polacy pamiętają go z mundialu 86 w Meksyku, gdzie Brazylia rozgromiła nas 0:4. Jedną z czterech bramek strzelił właśnie Sócrates.
Mimo talentu i początkowych sukcesów w rodzimym klubie z Ribeirão Preto, Sócrates nigdy nie porzucił swojej drugiej profesji: zaczął grać „na pełen etat” dopiero po skończeniu studiów w 1977 i wrócił na dziesięć lat do zawodu lekarza pediatry po opuszczeniu boiska. Kryształowemu wizerunkowi sportowca i medyka częściowo przeczy jego styl życia: był nałogowym palaczem i raczej nie ograniczał się w trunkach. Dopiero kilka miesięcy przed śmiercią (związaną notabene z niewydolnością wątroby…) z żalem przyznawał, że „wstąpił do klubu Coca-Coli”.
Dlaczego jednak piszemy o Sócratesie tutaj? Fakt bycia jednym z niewielu czołowych piłkarzy z wyższym wykształceniem, choć imponujący, to jeszcze nie wszystko. „Doktor” odznaczył się także jako działacz polityczny. Na początku lat 80., w klimacie powolnego rozluźnienia nadal rządzącej w Brazylii dyktatury wojskowych, był czołową postacią ruchu „Democracia Cotinhiana”, dzięki któremu klub i drużyna były zarządzane demokratycznie: każdy miał jeden, równoważny głos w decyzjach dotyczących taktyki, podziału premii czy treningów.
Naturalną koleją rzeczy, piłkarz stał się też jedną z postaci ruchu „Diretas Já”, walczącego w latach 82.-84. o przywrócenie bezpośrednich wyborów na prezydenta Brazylii. Ukoronowaniem kampanii Sócratesa była uroczysta obietnica na 1,5-milionowym (!) wiecu w São Paulo, że nie wyjedzie grać we włoskiej Fiorentinie, jeśli parlament przywróci wybory powszechne. Deputowani cenili własny interes bardziej niż demokratyzację i Sócratesa – poprawka do konstytucji przepadła w głosowaniu. Zniechęcony Sócrates pojechał do Europy, ale jeszcze szybciej wrócił – odrzuciła go trawiąca włoski futbol bezczelna korupcja.
Epizod we Fiorentinie praktycznie zakończył jego karierę, ale, jak podsumowują pożegnanie z piłkarzem Matheus Pichonelli i Fernando Vives w Carta Capital, w przeciwieństwie do wielu innych nie rozmienił sławy na drobne:
Ao fim do jogo, o que [os jogadores] disseram para toda essa gente de pé, que aplaude e vaia (e ouve)? Que espetem seus cabelos à moicano? Que usem faixas na testa? Que comprem o maior número de carros importados para apagar qualquer resquício das origens humildes?
Ou que rasguem bandeiras, pensem e lutem por um mundo melhor, menos desigual, mais humano? E dialoguem de igual para igual com cartolas (muitos ainda são déspotas, esclarecidos ou não), jornalistas, poder público?
„Na koniec meczu, co [piłkarze] mają do powiedzenia tłumom, które fundują im brawa na stojąco? Żeby zrobili sobie irokeza na głowie? Żeby nosili opaski na skroni? Żeby kupili jak najwięcej importowanych samochodów, aby zatrzeć ślady swojego skromnego pochodzenia?
Czy może, żeby porwali flagi, pomyśleli i walczyli o lepszy, bardziej równy, ludzki świat? Żeby weszli w dialog jak równy z równym z możnymi (wielu z możnych to nadal despoci, mimo że czy oświeceni), dziennikarzami, władzą?”
Marek Cichy
Więcej pożegnań na stronach Carta Capital (nb. Sócrates był felietonistą pisma) i Estado de São Paulo.
„Popiersie” Sócratesa (cc) Nerosunero