Skip to content
Terra Brasilis
  • STRONA GŁÓWNA
  • O NAS
  • BLOG
  • KONTAKT
Site Search
Kultura

„Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody” – spotkanie z autorem

  • 23 września 201823 września 2018

24 września w Księgarni BookBook spotkamy się z Tomaszem Pindlem, autorem książki Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody. Jeżeli wahaliście się, czy do nas dołączyć, mamy nadzieję, że tą recenzją Was przekonamy.

 

Jest rok 1890. W Galicji, w której się urodziłeś/-aś i gdzie od dziecka odrabiasz pańszczyznę w pobliskim folwarku, co roku 50 tys. osób ginie z głodu.[1] Nic dziwnego, że gdy sąsiad powtarza Ci zasłyszane na odpuście opowieści o dalekim, nieznanym kraju, w którym ziemia jest tak żyzna, że rodzi na okrągło i to nie tylko zboże, warzywa i owoce, ale nawet diamenty, nadstawiasz uważnie ucha. Brazylia – bo o niej mowa – z otwartymi ramionami czeka na polskich chłopów. Każdemu ze śmiałków, który postanowi ruszyć przez wielką wodę, zafunduje bilet na statek oraz wikt i opierunek w podróży.

Powyższa historia to tylko jeden z wielu scenariuszy wyjazdu z Polski (wolnej lub pod zaborami), którą możemy zrekonstruować na bazie książki „Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody” Tomasza Pindla. Autor, znany polskim czytelnikom między innymi jako tłumacz literatury hiszpańskojęzycznej[2], postawił przed sobą ambitny cel opisania losów emigracji polskiej aż w sześciu państwach Ameryki Łacińskiej (w Chile, Brazylii, Argentynie, Gwatemali, Meksyku i na Haiti).  Rezultatem jest książka – panorama, która przecina w poprzek wszystkie warstwy społeczne i obejmuje dzieje niemal dwóch wieków polskiej egzystencji za wodami Atlantyku. Dzięki Pindlowi poznajemy niesłychane kariery reprezentantów polskiej arystokracji (Domeyko w Chile), dzieje masowych emigracji chłopskich (Brazylia) i tragiczne w skutkach eksperymenty (historię zamkniętego osiedla Santa Rosa w Meksyku stworzonego dla Polaków wyprowadzonych przez rząd na uchodźctwie w Londynie z terenów Związku Sowieckiego). Dzieje minione Pindel wzbogaca rozmowami z potomkami starych i z nowymi emigrantami, którzy ledwie kilka lat temu zdecydowali się na wyjazd w nieznane. Na tle dawnych relacji wypadają one jednak dość blado – może to kwestia braku odpowiedniej perspektywy lub reporterskiego warsztatu, a może pochodna etyki autora – łaskawego dla swoich żywych rozmówców, lecz krytycznego dla historycznych źródeł, które drobiazgowo analizuje i ocenia.

Co ciekawe, zebrane przez autora opowieści o „wtedy i tam” mówią bardzo dużo o naszym „tu i teraz”. W Za horyzont rozpoznamy aktualne spory, podziały, a także składniki „polskiego charakteru”. Mamy więc w dziejach brazylijskich stowarzyszeń polonijnych wieczny podział na „klerykałów”  i „postępowców”[3], którym ideologia nie pozwala na jakiekolwiek porozumienie. Mamy relację Romana Dmowskiego, który notuje, że wśród emigrantów panuje przekonanie, że: „dosyć jest być członkiem komitetu parafialnego, ażeby być okrzyczanym za złodzieja” oraz „że Polak, który się dorobił, jest innym rodakom solą w oku”. Mamy w końcu ciekawą obserwację, jak reprezentanci różnych klas radzili sobie w nowych warunkach.

Nawiązując do Translatlantyku w Za horyzont znajdziemy wielu bohaterów, którzy nie porzucili nigdy „ojczyzny” (w rozumieniu gombrowiczowskim). Na podstawie książki można wywnioskować, że najbardziej przywiązani do niej byli chłopi, którzy po drugiej stronie Atlantyku, mimo wolności od pańszczyzny, przeszczepili niemal jeden do jednego sposób funkcjonowania pod zaborami. Słowem – harowali ponad siły i nie dostrzegali nowych możliwości.[4] Inteligencja w latynoskiej rzeczywistości również radziła sobie bardzo różnie – i nie mówimy tu tylko o sprawach materialnych. Andrzej Bobkowski do końca narzekał na swoich nowych, gwatemalskich krajanów, pisząc o nich w tonie mocno politycznie niepoprawnym, żeby nie powiedzieć  – rasistowskim.[5] Ze wszystkich warstw najlepiej za wielką wodą zdawali radzić sobie potomkowie szlachty i arystokracji. I to nie tylko z powodu majątku – nawet najlepiej urodzeni rozbitkowie z AK niejednokrotnie trafiali do Argentyny z pustymi kieszeniami. Mimo to otwarte głowy, znajomość języków, kontakty czy też obycie, natychmiast pozwalały im nawiązać znajomości z osobami o podobnym pochodzeniu. Mieli możliwości, kraj stał przed nimi otworem. Powodów do frustracji było mniej, więc i tęsknota mniej doskwierała.  Czyli ani „ojczyzna”, ani „synczyzna”, ale „kosmopolitczyzna” zdaje się być kluczem do sukcesu. Byśmy poczuli się gdzieś indziej jak w domu potrzebne są przede wszystkim możliwości rozwoju i poczucie włączenia na równych prawach do wspólnoty. W przeciwnym razie, jak pisze w książce Najlepszy kraj na świecie Nina Witaszek, grozi nam bolesny kryzys thymos, który jest „rezultatem życia bez uznania, a zatem życia pozbawionego sensu.”

Nad Za horyzont można i trzeba się zamyślić, ale kilku rzeczy jednak brakuje. Bo czy da się odmalować pełen obraz emigracji, muskając ledwie temat postrzegania grupy przybyłych przez „miejscowych”? Czy nie lepiej byłoby, żeby autor odkleił się tu i ówdzie od środowiska polonijnego (zarzut szczególnie w kontekście Argentyny i Brazylii) i poszukał tych, którzy swoich korzeni nie afirmują w tak oczywisty i sformalizowany sposób? Czy nie ciekawsze i bardziej różnorodne historie zebrałby, gdyby zamiast jechać do kolejnego polskiego gospodarza w Guarani das Missões, poświęcił więcej czasu na rozmowę z taksówkarzem o polsko brzmiącym nazwisku i zestawił jego opowieść z wywiadem z „Rei do pierogi”?[6]

Ten częściowy, czytelniczy niedosyt wynagradza z nawiązką ostatni rozdział książki, w którym Tomasz Pindel robi genialną woltę. Haiti, jak możemy się z niego dowiedzieć, to jedyne miejsce w Ameryce Łacińskiej, a może i na całym świecie, gdzie posiadanie wśród przodków Polaków jest jednoznacznie nobilitujące. Skąd tam nasi? I skąd ta dobra prasa? Historia Polaków na Haiti sięga czasów Napoleona, ale wśród miejscowych skutecznie ożywiła ją wizyta Jana Pawła II w 1983 roku, [7] który w homilii nawiązał do historii polskich oficerów dezerterujących (rzekomo) z wojsk napoleońskich z powodu rozterek moralnych. Wszak mieliśmy dusić powstanie niepodległościowe wywołane przez ludność miejscową, a sami marzyliśmy wówczas o niepodległości własnej ojczyzny. Na Haiti zatem urzeczywistnia się romantyczny sen o Polaku – zbawcy, co staje się dla autora punktem wyjścia do szeregu rozważań. Przykład polsko-haitańskich relacji pokazuje bowiem istotę zainteresowania środowiskami polonijnymi wśród wielu naszych rodaków. Nie chodzi o pomoc, o uśmierzenie tęsknoty za krajem, o wspieranie ich w roli ambasadora Polski za granicą, ale o łechtanie narodowego ego. – Przez 384 strony podróżowaliśmy razem przyglądając się, przeżywając i oceniając losy tych, co wyjechali i ich stosunek do porzuconej i nowej ojczyzny. Ale już dość, już wystarczy – zdaje się mówić autor. – Teraz, drogi czytelniku, zastanów się nad sobą i nad tym, przez jaką soczewkę tych „swoich-innych” oglądałeś. Czy na pewno udało Ci się wyjść „za horyzont”?

Książka Tomasza Pindla trafiła w nasze ręce dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak i zgodnie z sugestią czytaliśmy ją, popijając yerba mate.

[1] T.Pindel, Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody, Kraków 2018, s. 69.

[2] Za jedno z nich, przekład Noc jest dziewicą Jaime Bayly’ego dostał nagrodę polskiego oddziału Instytutu Cervantesa.

[3] W Za horyzont przeczytamy: O „postępowcach” (osobach skupionych wokół lewicującego towarzystwa polonijnego „Kultura”) ich bardziej konserwatywni koledzy mówili, że są „pozbawieni zasad religijnych i wyznający poglądy socjalistyczne czy też jawny ateizm”. Z kolei w pismach powojennych badaczy znajdziemy zarzut, że „klerykałowie” „świadomie rozbijali Polonię i działali na rzecz zacofanych księży, wrogich wszelkiemu postępowi wśród ludności chłopskiej.”

[4] Cytowany przez autora Wojciech Breowicz, działacz polonijny, utyskiwał na przywiązanie polskich osadników do handlu najprostszymi płodami rolnymi, zamiast dużo bardziej opłacalnymi miodem czy przetworami. A Tomasz Pindel dwukrotnie przytacza zasłyszaną opowieść o całkiem współczesnej parze potomków polskich emigrantów, która pracuje (co prawda dla siebie) tak, jakby pańszczyzna trwała nadal: „On się nawet nie myje, nie śpi w domu: robi w polu, jak się zmęczy, to śpi tam, gdzie pracował, potem wstaje znów do roboty, je cokolwiek. Żona tyko wozi towar do miasta na sprzedaż. I wszystkie pieniądze, jakie mają, oszczędzają, żeby potem dokupić sobie jeszcze nowej ziemi.”

[5] „Jeżeli Amerykanie doszli do tego, że pomimo wszystko czymś są, to dlatego, że instynktownie zdobyli się na przezorność wybicia wszystkich Indian do nogi i na niepomieszanie się z nimi, pomimo że gatunkowo Indianin północnoamerykański był o wiele wyższy od Indianina tropikalnego. Na tych krajach tu mszczą się dwa kardynalne błędy: 1) że Hiszpanie nie wybili Indian, a 2) że potem nikt nie wybił Hiszpanów. Wskutek tego błędu powstały miliony ludności rastakwerskiej, nieuleczalnych <<rasta>>, gatunkowo podłych, którymi właściwie nie wiem, co począć. Jedyne wyjście wziąć za pysk.”

[6] „Rei do pierogi” (Pierogowy król) to Tadeu Kawalec, przedsiębiorca nie uciekający w biznesie od mocnych, narodowych odniesień (opakowania w polskich barwach narodowych oraz wzbogacane wizerunkiem Jana Pawła II) i mocno wspierający polonię finansowo.

[7] Wizyta papieża uznawana jest za ważny czynnik, który przyczynił się do upadku dyktatora, Jean-Claude’a Duvaliera.

Autorka: Maria Wróblewska

Kultura

Crítica-minutos: Estômago

  • 13 maja 201813 maja 2018

Czytaj po polsku

“O Alecrim, esse queijo gorgonzola pode ser o caralho que for meu irmão,

tu pode fazer o que quiser com ele,

mas esse negócio não vai ficar aqui dentro nem fodendo!”

Bujiú, companheiro de cela de Nonato

Portret Jean Jacques Rousseau“O homem nasce bom. É a sociedade que o corrompe”. Embora o dictum imortal de Jean Jacques Rousseau, o tal filósofo suiço, soe um bocado antiquado para o nosso planeta hoje conhecido como “z”  e rodeado de centennials , ele ainda faz sucesso nas telas de cinema. “A teoria do bom selvagem”, escrita por ele em 1755, dá as rédeas para o nosso “filme-aperitivo” do mês de maio—Estômago, lançado em 2007, dirigido por Marcos Jorge e número 74 na lista da Abraccine.

Raimundo Nonato, brilhantemente interpretado por João Miguel, é o protótipo do “bom” rousseaniano no Brasil: ele é o nosso nordestino ingênuo, puro, que nasceu livre na província, e que decide mudar-se para a “cidade grande”, a metrópole, em busca de novas oportunidades. É ao chegar lá, exato momento em que o filme inicia-se, que sua natureza começa a ser corrompida. É a sociedade moderna, com sua tirania, injustiças, servidão, seu “mundo cão”, enfim, que salienta a desigualdade entre os homens enquanto seres comunitários. É ela, também, que dita o rumo de Nonato: ao tornar-se faxineiro de um boteco, descobre seu talento inato para a cozinha com a feitura de coxinhas. E de coxinha em coxinha, o boteco transforma-se em um bar agradável e chama a atenção de Giovanni (Carlo Briani), o italiano dono de um restaurante na região. É Nonato que então se transforma em um cozinheiro de mão-cheia ao aceitar a oferta de trabalho de Giovanni. A partir da descoberta dos segredos da cozinha, Nonato também descobre o poder, a esperteza, os jogos morais e éticos dentro e fora dos restaurantes, a competição, a luxúria, a fúria por temperos e trapaças, e a luta pelo amor de uma prostituta, a Íria (Fabiula Nascimento). Não é difícil imaginar como termina uma trama que involve sexo, comida, facas, temperos e prisão.

            Nada de novo, han? A tríade corrupção-sexo-comida já foi abordada inúmeras vezes, por vários diretores, escritores, filósofos, artistas, em diferentes países, com diferentes enfoques. Um exemplo? La Grande Bouffe (Marco Ferreri, 1973), um filme-crônica italiano/francês sobre gula e suicídio. Literalmente! O filme é sobre um grupo de homens que se encontra no interior da França para comer até a morte. Então, o que faz de Estômago ter sido considerado o melhor filme do ano em 2008 pelo jornal O Globo? O que é que afinal o filme tem que o fez vencer dezenove (!) prêmios, quatorze deles internacionais (sim, Estômago foi o filme brasileiro mais premiado tanto no Brasil como no exterior em 2008-2009)? O que é que tem essa fábula gastronômica brasileira que encantou tantos júris por aí afora?

            Márcio Rodrigo, colaborador da Gazeta Mercantil, nos dá a deixa da “pitada de sal” que Estômago adicionou na trajetória do cinema brasileiro. É nesse parágrafo que se resume sua crítica: “Com roteiro e direção de artes primorosos, apesar de ter sido realizado com baixo orçamento, Estômago consegue resumir em sua trama tragicômica a lei da selva que hoje impera neste país, uma pátria em que ‘quem não almoça, seguramente será jantado’. Sem pretensões, nem tampouco diálogos empolados, o diretor parece fazer do manifesto oswaldiano seu guia nesta produção em que apetite, humor negro e uma dose certa de luxúria são os temperos do filme”. Estômago é isso mesmo: uma receita feroz que inclui os ingredientes e as instruções necessárias para que o expectador entenda como se “cozinha” o poder que preside as relações sociais contemporâneas. No filme de Marcos Jorge, essa sociedade é a realidade brasileira em particular; o poder, a comida; e a receita, a famosa antropofagia do escritor modernista Oswald de Andrade, que se inspira no canibalismo indígena (a devoração, nada metafórica no caso do filme, de carne humana) para refletir e propor uma saída para a “falta de sabor” que atravessa a luta pela sobrevivência dentro dessa “selva” chamada Brasil.

Raimundo Nonato / Alecrim - JOÃO MIGUEL & Íria - FABIULA NASCIMENTO © 2008 Zencrane Filmes
Raimundo Nonato / Alecrim – JOÃO MIGUEL & Íria – FABIULA NASCIMENTO © 2008 Zencrane Filmes

            E não só isso! O filme conta com pitadas de cinematografia de alta qualidade: trilha sonora excepcional do italiano Giovanni Venosta; imagens inesquecíveis, ora caricatas, ora escatológicas; o roteiro contado em duas camadas de histórias que se cruzam a todo momento (Nonato antes e depois da prisão); o suspense que corre por todo o filme (você passa o tempo do filme inteiro querendo saber porque que Nonato, afinal, está na cadeia. Mistério só revelado, naturalmente, no minuto final); tudo isso dão um paladar a mais ao filme que não nos deixa fugir de uma aguda reflexão social do que é viver em uma sociedade onde uns devoram e outros são devorados. Reflexão talvez um pouco indigesta para alguns, mas que, se degustada com azeite, sal e pimenta, gera um olhar crítico visceral—e necessário—sobre ascensão social e os mecanismos imorais que ela exige. Não é à toa que o filme inicia-se com um take da boca do protagonista Nonato e termina em seu traseiro. Estômago, como o próprio Marcos Jorge, o diretor, declarou, “é uma descida pelo sistema digestivo, pelo sistema corruptor da sociedade”.

Bom apetite!

FICA A DICA

  1. Quer saber mais sobre como as ideias de Rousseau foram levadas para as telinhas por aí afora? Dois filmes valem a pena: o português Os Verdes Anos (Paulo Rocha, 1963) e O Enigma de Kaspar Hauser (Wernen Herzog, 1974). O primeiro, que inaugura o cinema novo lusitano e que conta com a fantástica trilha sonora de Carlos Paredes, é sobre a história do garoto Júlio, que tenta a sorte grande como sapateiro em Lisboa; o segundo, baseia-se na história real do suposto neto de Napoleão, o famoso imperador francês, que viveu desconectado da sociedade e outros seres humanos até seus 16 anos. Pra quem não precisa de legenda, Os Verdes Anos pode ser acessado neste link. 

CURIOSIDADES

  1. Dentro os tantos prêmios que Estômago recebeu, aqui vão os de mais destaque: Festival do Rio 2007 (melhor filme, diretor, ator, prêmio especial do juri), International Film Festival Rotterdam 2008 (Lions Award, Holanda); 11o. Festival Internacional de Cine de Punta Del Este (melhor filme e ator, Uruguai); 17ème Festival de Biarritz, França (prêmio do júri); 16th Raindance Filme Festival (best international feature, Inglaterra); Festival Internacional de Cinema do Funchal (melhor filme e atriz, Portugal), etc, etc, etc.
  2. Estômago marca a estreia para duas pessoas: é o primeiro (!) longa do diretor Marcos Jorge e de Fabiula Nascimento, a atriz que encara a personagem da prostituta Iria;
  3. A ideia do filme nasceu do conto “Preso pelo estômago”, escrito por Lusa Silvestre, o roteirista do filme, e que chegou nas mãos do diretor.

Autora: Patrícia Anzini 

Colaboração e tradução: Maria Wróblewska

Fot. Noom Peerapong, Unsplash; Jean Jacques Rousseau, Wikimedia, Raimundo Nonato / Alecrim – JOÃO MIGUEL & Íria – FABIULA NASCIMENTO © 2008 Zencrane Filmes, estomagoofilme.com.br .

Cíclo: “Na cabeça e na tela”, Crítica-minutos dos 100 Melhores Filmes Brasileiros (segundo a Associação Brasileira de Cinema, a Abraccine)

 

Kultura

Recenzja: „Żołądek”

  • 13 maja 201813 maja 2018

Leia em portugûes

Rozmaryn, ta gorgonzola może być sobie, kurwa, czym tylko chcesz,

I możesz sobie z nią robić, co tam sobie chcesz,

Ale to śmierdzące gówno tu nie zostanie!

Bujiú, kolega z celi Nonato.

 

„Człowiek rodzi się dobry. To społeczeństwo go deprawuje.” Chociaż nieśmiertelna teza Jana Jakuba Rousseau, szwajcarskiego filozofa, brzmi nieco przestarzale z perspektywy naszej planety zaludnionej przez pokolenie „z”, nadal święci sukcesy na ekranach kin.„Teoria dobrego dzikusa[1]”, napisana przez niego w 1755 roku, jest zaczynem naszego majowego aperitifu – filmu p.t. „Żołądek” (2007), w reżyserii Marcosa Jorge’a, 74. pozycji na liście 100 najlepszych filmów brazylijskich Abraccine. 

Raimundo Nonato, błyskotliwie zagrany przez João Miguela, jest modelowym przykładem brazylijskiej wersji „dobrego dzikusa” Rousseau. Nasz niewinny, moralnie czysty mieszkaniec Nordeste, urodzony na prowincji, postanowił emigrować do wielkiego miasta w poszukiwaniu lepszych perspektyw. Film rozpoczyna się właśnie z chwilą jego przyjazdu do metropolii, a co się z tym wiąże – z chwilą, kiedy jego dobra natura zaczyna być deprawowana. To zamordyzm, niesprawiedliwości, służalczość i „pieskie życie” podsycają nierówności między ludźmi jako istotami społecznymi. Społeczeństwo pokieruje też losem Nonato. Gdy zostaje zatrudniony na zmywaku w garkuchni, odkrywa swój wrodzony talent do gotowania, przygotowując coxinhas – przekąski z kurczaka. Od udka do udka garkuchnia zamienia się w przyjemną jadłodajnię i zwraca uwagę Giovanniego (Carlo Briani), włoskiego właściciela pobliskiej restauracji. Decydując się na propozycję pracy w restauracji Giovanniego, Nonato zostaje kucharzem pełną gębą. Odkrywając kolejne sekrety kuchni, Nonato dowiaduje się również, co to władza, spryt, moralne i etyczne zagrywki przed i za drzwiami restauracji; co to rywalizacja, rozwiązłość, pasja do przypraw i robienia przekrętów, walka o miłość prostytutki Írii (Fabiula Nascimento). Nietrudno sobie wyobrazić, jak się rozwija fabuła, w której mieszają się ze sobą seks, jedzenie, noże, przyprawy i więzienie.

Nihil novum? Triada pt. korupcja-seks-jedzenie nie raz była brana na warsztat przez reżyserów, pisarzy, filozofów i artystów z wielu krajów. Przykład? „Wielkie żarcie” (Marco Ferreri, 1973), włosko-francuski filmowy felieton opowiadający o obżarstwie i samobójstwie. (Dosłownie! Film za bohaterów ma grupę mężczyzn, którzy spotykają się na francuskiej prowincji z zamiarem przejedzenia się na śmierć). Cóż więc jest takiego w filmie „Żołądek”, że został uznany filmem roku 2008 przez dziennik „O Globo”? Cóż takiego przyniosło mu aż 19 (!) nagród, w tym 14 międzynarodowych (tak, „Żołądek” to najbardziej obsypany nagrodami film brazylijski w kraju i za granicą w sezonie 2008/2009)? Co kryje w sobie ta gastronomiczna brazylijska fabuła, że uwiodła tyle składów juri?

Márcio Rodrigo, publicysta „Gazety Mercantil” podpowiada nam, w jaki sposób „Żołądek” stał się szczyptą soli, która dosmaczyła brazylijską kinematografię. Jego opinia streszcza się w tym paragrafie: „Dzięki scenariuszowi i reżyserii prima sort „Żołądek”, mimo skromnego budżetu, zsyntetyzował w swojej tragikomicznej fabule, czym jest prawo silniejszego, które panuje obecnie w tym kraju, w ojczyźnie, gdzie – „gdy Ty nie zjesz kogoś na obiad, to Ciebie zjedzą na kolację”. W tym bezpretensjonalnym filmie, pozbawionym wyszukanych dialogów, reżyser obiera sobie za przewodnik Oswaldyjski manifest, a przyprawami są tu apetyt, czarny humor i pewna doza rozwiązłości.” „Żołądek” jest właśnie tym – brutalnym przepisem, który zawiera w sobie odpowiednie składniki i wskazówki, aby widz zrozumiał, jak się „pichci” mechanizmy władzy obecne w relacjach społecznych. Film Marcosa Jorge odwołuje się w szczególności do brazylijskich realiów. Mówi o władzy, jedzeniu. Przepis nawiązuje do teorii antropofagii modernistycznego pisarza Oswalda de Andrade, inspirowanej kanibalizmem Indian (spożywania, w przypadku filmu wcale nie metaforycznego, ludzkiego mięsa). I w ten sposób zmusza do zastanowienia się nad przyczynami i możliwymi rozwiązaniami niesmacznej walki o przetrwanie w „dżungli” jaką jest Brazylia.

Raimundo Nonato / Alecrim - JOÃO MIGUEL & Íria - FABIULA NASCIMENTO © 2008 Zencrane Filmes
Raimundo Nonato / Alecrim – JOÃO MIGUEL & Íria – FABIULA NASCIMENTO © 2008 Zencrane Filmes

I nie tylko! W filmie znajdziemy garść kinematografii z wyższej półki: wyjątkową ścieżkę dźwiękową Włocha, Giovanniego Venosty, niezapomniane kadry o karykaturalnej lub eschatologicznej wymowie, dwie przenikające się narracje (Nonato przed i po osadzeniu w więzieniu) oraz suspens do ostatniej minuty (przez cały film będziesz czekać na rozwiązanie zagadki uwięzienia bohatera). Wszystko to nadaje dodatkowych smaczków filmowi, który nie ucieka od głębszych pytań o to, jak żyć w społeczeństwie, w którym jedni pożerają, a inni są pożerani. Być może dla niektórych wydadzą się one ciężkostrawne, ale doprawione sowicie oliwą, solą i pieprzem, pozwalają na krytyczną i bardzo potrzebną refleksję nad awansem społecznym i niemoralnymi mechanizmami, które go warunkują. Nie bez przyczyny film rozpoczyna ujęcie ust głównego bohatera, a kończy się na tylnych partiach jego ciała. „Żołądek”, jak podsumował sam Marcos Jorge, to w końcu: „podróż w dół przewodu pokarmowego, przez skorumpowany układ społeczny.”

Smacznego!

DOBRA RADA

  1. Jesteś ciekawy/-a w jaki sposób teorie Rousseau zostały przeniesione na ekran? Polecamy dwie produkcje: „Zielone Lata” (Paulo Rocha, 1963) i „Zagadkę Kaspara Hausera” (Wernen Herzog, 1974). Pierwsza z nich, opatrzona fantastyczną ścieżką dźwiękową Carlosa Paredesa, rozpoczęła nurt portugalskiej nowej fali. Opowiada historię młodzieńca imieniem Júlio, który próbuje szczęścia przyuczając się do zawodu szewca w Lizbonie (biegli w języku portugalskim mogą obejrzeć go tu). Drugi z nich, oparty na faktach, opowiada historię domniemanego wnuka Napoleona, francuskiego cesarza, który przez 16 lat żył w odosobnieniu, nie mając kontaktu z innymi ludźmi.

CIEKAWOSTKI

  1. Wśród wielu nagród, które zdobył „Żołądek” warto wyróżnić nagrodę za najlepszy film, reżyserię, aktora pierwszoplanowego, nagrodę specjalną juri na Festiwalu w Rio (2007), Lwa na Międzynarodowym Festiwalu w Rotterdamie/Holandia (2008), nagrodę za najlepszy film i najlepszego aktora pierwszoplanowego na 11. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Punta del Este/Urugwaj, nagrodę juri na 17. Festiwalu w Biarrittz/Francja, nagrodę za najlepszy film zagraniczny na 16. Festiwal Raindance/Anglia, nagrodę za najlepszy film i dla najlepszej aktorki na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Funchal/Portugalia, itd. itd.
  2. „Żołądek” to debiut reżyserski (!) Marcosa Jorge i aktorski Fabiuli Nascimento, która wcieliła się w postać prostytutki Irii.
  3. Pomysł na film zakiełkował, gdy do rąk reżysera trafiło opowiadanie „Za kratami przez żołądek” autorstwa Lusy Silvestre’a, scenarzysty produkcji.

[1]W rzeczywistości w „Rozprawie o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi” nie znajdziemy explicité tego określenia.

Autorka: Patrícia Anzini 

Współpraca i tłumaczenie: Maria Wróblewska

Redakcja: Magda Walczyk

Fot. Noom Peerapong, Unsplash; Jean Jacques Rousseau, Wikimedia, Raimundo Nonato / Alecrim – JOÃO MIGUEL & Íria – FABIULA NASCIMENTO © 2008 Zencrane Filmes, estomagoofilme.com.br .

Cykl: W głowie i na ekranie. Recenzyjki stu najlepszych filmów brazylijskich według rankingu Abraccine – Brazylijskiego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych

 

Kultura

Każde ćwiczenie z wychodzenia ze stereotypów jest cenne

  • 11 marca 201811 marca 2018
„Wybraliśmy gruby, nieco szorstki w dotyku papier, żeby czytelnik nie mógł się za bardzo zdystansować od nietynkowanych cegieł brazylijskiej faveli.” – o nowo wydanej powieści graficznej „Favela w Kadrze” (spisał i rysował André Diniz na podstawie historii życia Maurício Hora) opowiada Marek Cichy, członek Terra Brasilis i współzałożyciel wydawnictwa Mandioca. 

Maria Wróblewska: „Favela w kadrze” to wydawnictwo najwyższej próby. Przepiękna, gruba okładka, przepełnione czernią obrazki, które polskiemu czytelnikowi mogą przywodzić na myśl ludowe wycinanki. A do tego historia jak z filmu – syn uczciwego bandyty, mieszkający w brazylijskich slumsach, zostaje uznanym na całym świecie fotografem. Jak trafiliście na to cudo? Skąd pomysł, żeby wydać je także w Polsce?

Marek Cichy: Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę najpierw opowiedzieć trochę o tym, czym jest nasze wydawnictwo i skąd się wzięło. Kiedy 2 lata temu ukazała się nakładem wydawnictwa Le Monde Diplomatique i Terra Brasilis nasza książka („Brazylia – kraj przyszłości?” – red.) Bartek Rabij zaprosił mnie i Magdę Walczuk (prezeskę Fundacji Terra Brasilis) do podcastu Radio Brazylia. Podczas spotkania zgadaliśmy się, że Bartek myśli o założeniu wydawnictwa wspólnie ze znajomym mieszkającym w São Paulo. Kiedy do nich dołączyłem, chwilę zajęło nam określenie profilu firmy. Wiedzieliśmy, że chcemy wydawać książki tylko z Ameryki Łacińskiej, ale początkowo myśleliśmy o książkach o piłkarzach (pasja Bartka Rabija – red.), potem przyszedł nam do głowy komiks kibicowski, aż w końcu stwierdziliśmy, że nie ma co się zamykać na inną tematykę. Mocnym ograniczeniem okazał się za to wyznaczony przez nas poziom – założyliśmy, że interesują nas tylko wydawnictwa na styku komiksu i powieści graficznej czy artbooka, co mocno zawęziło obszar naszych poszukiwań – do Brazylii i Argentyny. W obu tych krajach scena komiksowa jest bardzo silna. W Brazylii wydaje się dużo i drogo. Jest sporo wydawnictw komiksowych, ale swoje linie mają też wielkie domy wydawnicze jak Companhia das Letras – Quadrinhos na Cia… W Argentynie z kolei rozwinięty jest selfpublishing. Jako pierwszą zaczęliśmy wydawać serię argentyńskich komiksów kibicowskich. Pierwszy zeszyt Barras wyszedł w lutym 2017 roku. W listopadzie przyszedł czas na pierwszą książkę z Brazylii. I jest to właśnie „Favela w Kadrze” André Diniza i Maurício Hory. Jeżeli chodzi o jakość wydania i poziom artystyczny, to dla nas punkt odniesienia. Właśnie taki standard chcemy trzymać.

M.W.: Dobrze rozumiem, że po prostu „trafiliście” na tę powieść, przeszukując brazylijski rynek?

M.C.: Nie do końca. Piotrek – trzeci z ojców założycieli wydawnictwa – znał ten komiks w wersji portugalskojęzycznej, jeszcze zanim zaczęliśmy zakładać własny biznes. Ale impuls przyszedł też z polskiego podwórka. W Brazylii „Favela” ukazała się 7 lat temu i już wtedy inne, polskie wydawnictwo ostrzyło sobie na nią zęby. Zamówiło tłumaczenie u naszego kolegi z warszawskiej iberystyki – Kuby Jankowskiego – ale wkrótce się rozmyśliło. Kuba miał więc właściwie gotowe tłumaczenie, pomógł nam też dotrzeć do autora, który kilka miesięcy wcześniej przyjechał na „Komiksową Warszawę” towarzyszącą Międzynarodowym Targom Książki. Prawa licencyjne tamtego wydawnictwa wygasły, więc szybko zajęliśmy jego miejsce.

M.W.: Zanim powieść André została wydana w Polsce, miała za sobą już swoje premiery w Brazylii, Portugalii, Paryżu, Londynie…

M.C.: Powieść André i Maurício. Podkreślam to, bo dla André to bardzo ważne. Postrzega on Maurício, który jest głównym bohaterem książki, jako współautora. Dlatego Maurício Hora pojawia się obok nazwiska André – scenarzysty i rysownika – już na okładce. W środku znajdziemy też zdjęcia autorstwa Maurício, które były od początku integralną częścią powieści. Żeby wydać „Favelę”, podpisaliśmy umowę z oboma panami. Bardzo podoba mi się to „niekolonialne” podejście André. Mieszkańcy asfaltu (klasy średnie i wyższe) często traktują mieszkańców faveli z góry. W tym wypadku jest inaczej.

M.W.: Czyli André i Maurício pochodzą z dwóch różnych światów. Jak na siebie trafili? Czyżby sława Maurício go wyprzedziła?

M.C.: To był czysty zbieg okoliczności. André powiedział kiedyś swojemu szwagrowi, który tak jak on pochodzi z Rio de Janeiro, że chodzi mu po głowie pomysł narysowania komiksu o życiu zwykłego człowieka. Nie jakiejś tam gwiazdy czy celebryty. Wtedy szwagier, animator kultury, opowiedział mu historię Maurício i pomógł zdobyć do niego kontakt. André twierdzi, że wtedy jeszcze nie bardzo wiedział, co chce zrobić – zresztą ta książka to jego pierwsze w pełni samodzielne dzieło. Wcześniej nie rysował, zajmował się tylko pisaniem scenariuszy dla innych komiksiarzy… W końcu zadzwonił do Maurício, a ten, mimo zdziwienia, przyjął propozycję spotkania.

M.W.: Gdyby robił ten komiks teraz, pewnie nie wybrałby na bohatera Maurício. W międzyczasie wiele się zmieniło w życiu fotografa z faveli. Stał się rozpoznawalny.

M.C.: To prawda. Polskie wydanie, które ukazało się 7 lat po premierze, André uzupełnił o post scriptum i dorysował dwanaście stron o spektakularnej karierze Maurício, w tym sukcesach na międzynarodowych wystawach.

M.W.: Kiedy myślimy o Brazylii, a w szczególności o Rio de Janeiro, wyobrażamy sobie tropikalną ferię barw. Tymczasem, ten komiks jest czarnobiały….

M.C.: Jeśli nie liczyć fotografii Maurício. Ta historia straciłaby na wiarygodności i ciężarze gatunkowym, gdyby była narysowana w innej estetyce. Kreska jest na pewno mniej przystępna niż klasyczny komiks marvelowski. Tu nie ma kolorowych peleryn, po których od razu rozpoznaje się bohaterów. W tym projekcie André nie chciał się wzorować na niczym, co znał. W końcu zdecydował się na technikę inspirowaną drzeworytem, charakterystyczną dla literatura de cordel [1], co samo w sobie niesie ze sobą dodatkowe znaczenie. My, jako wydawcy, podążyliśmy za jego wyborem. Wydrukowanie „Faveli” na gładziutkim papierze kredowym byłoby, podobnie jak pokolorowanie kadrów, wzięciem tej historii w nawias. Dlatego wybraliśmy gruby, nieco szorstki w dotyku papier, żeby czytelnik nie mógł się za bardzo zdystansować od nietynkowanych cegieł brazylijskiej faveli.

M.W.: Masz jakiś swój ulubiony kadr?

M.C.: Muszę się przyznać, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia w tym komiksie. Jest w nim wiele niezwykle malowniczych, filmowych kadrów, np. seria rysunków, w których samotny Maurício bawi się w kałuży, nagle podpływa do niego papierowa łódeczka. Gdy podnosi głowę, okazuje się, że łódeczkę złożył jego dawno niewidziany ojciec, który dopiero co wyszedł z więzienia. Ta scena jest wzruszająca, ale jest też wiele slapstickowych jaj, np. gdy podczas obławy policyjnej ojciec udaje malarza pokojowego.

M.W.: Czy jest coś, co chciałbyś, żeby zapamiętał polski czytelnik po lekturze „Faveli”?

M.C.: Mam świadomość, że dla wielu polskich czytelników Maurício jest pierwszym favelado, którego głos mają okazję usłyszeć i za jego pośrednictwem poznać, jak żyją ludzie w dzielnicach biedy na drugim krańcu świata. Na pewno jest to bardziej zniuansowana narracja niż obraz slumsów z serwisów informacyjnych. Mam nadzieję, że ta lektura nieco ten stereotypowy, grubo ciosany obraz faveli skomplikuje. Tak, że czytelnik nie zatrzyma się tylko na stwierdzeniu „o jaki miły chłopiec, jak dobrze, że wyszedł na ludzi”. Może tę refleksję, że oto świat nie jest do końca czarno-biały, odniesie nie tylko do drugiego końca świata, ale też do własnego podwórka, do ludzi mieszkających w „gorszej dzielnicy” w jego mieście. Albo do uboższego sąsiada, który dostał 1500 zł, bo ma trójkę dzieci, więc „na pewno przepije”. Każde ćwiczenie z wychodzenia z własnych stereotypów jest cenne. Parę miesięcy temu jechałem na lotnisko w São Paulo. Taksówkarz w pewnym momencie pokręcił głową i powiedział: „Kurcze, ja to bym nigdy nie wsiadł do samolotu. Tak bym się bał!” Facet jest taksówkarzem w São Paulo. Jedziemy właśnie przez dzielnicę Guarulhos. Po jednej stronie więzienie, po drugiej favele, a on mi opowiada, jak to się boi latać! Pomyślałem wtedy, może nie super odkrywczo, że naprawdę punkt siedzenia determinuje punkt widzenia. Trzeba to sobie często przypominać.

„Favelę w kadrze” kupisz na stronie wydawnictwa Mandioca. A już za kilka miesięcy będziecie mieli szansę osobiście uścisnąć dłoń André Dinizowi podczas wydarzenia Komiksowa Warszawa. Rezerwujcie czas w kalendarzu!

[1] Gatunek literacki popularny szczególnie we wschodnio-północnych regionach Brazylii. Mianem literatura de cordel określa się krótkie (szesnastostronicowe), rymowane historie, wywodzące się z tradycji mówionej, częstokroć opatrzone ilustracjami wykonanymi w technice drzeworytniczej. Nazwa literatura de cordel pochodzi od sznurów (port. corda), na których wywieszane są w punktach sprzedaży. 

—

Autorka: Maria Wróblewska

Kultura

W głowie i na ekranie

  • 1 stycznia 201813 maja 2018
„Recenzyjki stu najlepszych filmów brazylijskich” wg Abraccine – Brazylijskiego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych.

Choć niektórzy z nas się do tego nie przyznają, nie ma chyba człowieka, który z nadejściem Nowego Roku nie miałby nadziei, że ten rozpoczynający się właśnie okres będzie inny, lepszy, szczęśliwszy. Dlatego mimo wielu porażek, z końcem roku podejmujemy wciąż nowe postanowienia noworoczne, z nadzieją, że uda nam się w nich wytrwać jak najdłużej.

W tym roku my również postanowiliśmy podjąć wyzwanie i zakomunikować je publicznie na fundacyjnym blogu, aby zbyt łatwo się z niego nie wycofać. Wspólnie z naszą nową współpracowniczką – Patrícią Anzini – chcemy w każdą pierwszą niedzielę miesiąca zapraszać Was do czytania krótkich recenzji najlepszych filmów brazylijskich wszech czasów. Aby nie zostać posądzeni o stronniczość w ich wyborze, postanowiliśmy sięgnąć po listę stworzoną w 2015 roku przez Abraccine – Brazylijskie Stowarzyszenie Krytyków Filmowych. Bez obaw, nie będziemy śledzić jej chronologicznie, ale skakać między okresami, gatunkami, twórcami. Mamy nadzieję, że w ten sposób uda nam się zainteresować Was na dłużej i możliwie w krótkim czasie pokazać pełną różnorodność brazylijskiego kina.

Zanim opublikujemy pierwszą recenzję – słów kilka o naszej współpracowniczce:

Patrícia Anzini urodziła i wychowała się w stanie São Paulo. Od dziecka interesowała się literaturą i kinematografią brazylijską. Literaturę swojego kraju poznawała najpierw na Uniwersytecie Stanu São Paulo (UNESP/ Araraquara), a następnie na Uniwersytecie Winnipeg (Kanada), gdzie obroniła pracę magisterską o dialogu brazylijskich poetów z ruchu Poesia Marginal1 (1970) z poetami zaliczanymi do ruchu Tropicalismo2 (1960). Obecnie kończy studia doktoranckie na Uniwersytecie Northwestern w Chicago (USA) w zakładzie Literatury Porównawczej. Bohaterem jej doktoratu jest poeta Walt Whitman3 (1819-1892) i jego tajemniczy wpływ na kulturę i politykę brazylijską. Gdy tylko obowiązki doktoranckie jej na to pozwalają, Patrícia angażuje się w projekty kulturalne, takie jak festiwale filmowe promujące kino brazylijskie w Chicago. My Patrícię poznaliśmy w Lizbonie, również w kontekście filmowym. Podczas swojego rocznego stypendium postanowiła bowiem zorganizować serię pokazów brazylijskich filmów „odrzuconych”, niekochanych z jakiegoś powodu czy to przez krytykę, czy też przez widownię. Pokazy odbywały się w Casa do Brasil.

Dotychczas ukazały się:

Styczeń 2018: „Terra em Transe/Ziemia w Transie”, recenzja po polsku i po portugalsku

Luty 2018: „Cabra marcado para morrer/Chłop skazany na śmierć”, recenzja po polsku i po portugalsku

Marzec 2018: „Que Horas Ela Volta?/Prawie jak matka”, recenzja po polsku i po portugalsku

Kwiecień 2018: „Abril Despedaçado/W cieniu słońca”, recenzja po polsku i po portugalsku

Maj 2018: „Estômago/Żołądek”, recenzja polsku i po portugalsku 

1 Poesia marginal (poezja peryferyjna) – nurt w twórczości młodych poetów tworzących w Brazylii w latach 1970–85, głównie w Rio de Janeiro, powstający poza oficjalnym obiegiem i w opozycji do trwającej od 1964 roku dyktatury wojskowej. Nazywany był również poezją powielaczową ze względu na sposób rozpowszechniania utworów.

2 Tropicalismo (znane również jako Tropicália) – nurt artystyczny zapoczątkowany w Brazylii w drugiej połowie lat 60. Ruch obejmował wiele form ekspresji, takich jak teatr, poezja i muzyka. Czerpał z tradycyjnej kultury brazylijskiej, mieszając ją z popularnymi kierunkami awangardowymi.

3 Walt Whitman (1819 – 1892) – jeden z najważniejszych poetów amerykańskich, nazywany „ojcem wolnego wiersza”.

_ _

Autor: Maria Wróblewska

Fot. Noom Peerapong, Unsplash

Nawigacja po wpisach

1 2 3 4

Najnowsze posty

  • Brazylijskie Candomblé – historia, rytuały i wyzwania
  • Demokracja w mundurach, czyli niekończący się eksperyment w historii Brazylii.
  • Stulecie powstania pierwszego brazylijskiego uniwersytetu – sto lat walki o dostęp do powszechnej edukacji wyższej i do prowadzenia badań naukowych

Wyszukaj według tagów

Afrobrazylijczycy Architektura armia badania naukowe bolsonaro dyktatura edukacja Ekologia Gospodarka Historia Igrzyska Olimpijskie Impeachment Indianie Internet Język Kino Konkurs Książka Kuchnia Literatura militaria Mundial Muzyka nauka Podróże Polonia Protesty Przegląd Prasy Religia szkolnictwo wyższe Sztuka Taniec uniwersytet W mediach wojny wojsko wojskowośc Wybory Wydarzenia

Polub nasz fanpage

Fundacja Terra Brasilis

Poznaj naszą książkę

Dowiedz się więcej
Zobacz, gdzie kupić

Kategorie

  • Inne 24
  • Kultura 152
  • Polityka 107
  • Społeczeństwo 190

Archiwum

Newsletter

Copyright © 2016 by Fundacja Terra Brasilis. All Rights Reserved.

Znajdź nas na Facebooku
© 2013-2016 Fundacja Kultury Brazylijskiej Terra Brasilis NIP 5342486770, KRS 0000400459 ul. Lilpopa 36/8, 05-840 Brwinów Logo: Jakub Sudra, http://sudragrafika.com/
Theme by Colorlib Powered by WordPress