Skip to content
Terra Brasilis
  • STRONA GŁÓWNA
  • O NAS
  • BLOG
  • KONTAKT
Site Search
Polityka

Źródła brazylijskiego kryzysu

  • 19 lipca 20161 sierpnia 2017

W obszernym wywiadzie prof. Leszka Balcerowicza dla gazety.pl pojawiło się m.in. kilka zdań na temat kryzysu w Brazylii. Profesor Balcerowicz twierdzi, że kryzys ekonomiczny w tym kraju jest wynikiem (nie będzie zaskoczenia), rozbudowanego socjalu. Dlatego pojawiła się potrzeba kilku zdań sprostowania.

1. Profesor Balcerowicz stwierdza, że wydatki socjalne w Brazylii były finansowane dzięki światowemu popytowi na surowce. Częściowo ma oczywiście rację, obecnie dochody kraju w związku ze światowym kryzysem surowcowym spadły. Należy jednak pamiętać, ze obok „kryzysu surowcowego” Brazylia zmaga się obecnie także z „kryzysem popytowym”, który wyrządza jej olbrzymie szkody, ale nie został przez prof. Balcerowicza dostrzeżony.

Zacznijmy od początku. Dzięki polityce społecznej prezydenta Luli da Silvy Brazylia uniknęła pierwszej fazy światowego kryzysu gospodarczego (w 2010 r. PKB wzrosło o 7,5%). Udało się to osiągnąć nie tylko dzięki surowcom, ale przede wszystkim dzięki wyciągnięciu z biedy milionów obywateli, którzy zyskali środki pozwalające im na zwiększenie konsumpcji. Napędzanie wewnętrznej konsumpcji było głównym czynnikiem wzrostu.

Tylko, że obecne problemy zaczęły narastać w powodu niewłaściwych zasad funkcjonowania systemu finansowego Bazylii. Problemy te wynikają z ogromnego oprocentowania kredytów konsumpcyjnych, kart kredytowych oraz długu publicznego. Dziesiątki milionów ludzi, którzy wyszli z biedy, zaczęło kupować, najczęściej na raty. Tylko te raty często kilkukrotnie przekraczają właściwą cenę. W efekcie w roku 2005 średnio 19.3% dochodów gospodarstw domowych przeznaczano na spłatę długów, a w 2015 r. było to już 46.5%. Oprocentowanie kart kredytowych po przekroczeniu terminu (nawet o 1 dzień) może wynosić nawet 600%, a ludzie, którzy wcześniej nie ukończyli szkół, a często nawet nie byli w żadnym rejestrze publicznym, nie posiadają wystarczającej wiedzy ekonomicznej, co instytucje finansowe chętnie wykorzystują (czyż nie za wskazanie nierównowagi w informacji w ekonomii Stiglitz dostał nagrodę im. Nobla w dziedzinie ekonomii?).

To pierwsza przyczyna zablokowania konsumpcji. Po drugie, przy tak wysokich kredytach trudno jest przedsiębiorcy kupić np. nowe maszyny. W Europie zapłaci odsetki rzędu 4-5%, a w Brazylii… 50%. I po trzecie, w czerwcu 2016 r. oprocentowanie długu wewnętrznego w Brazylii wynosiło 14.25% Jest to wielkość typowa dla tego kraju. W USA czy w krajach UE wynosi średnio około 1-0,5%. Gdzie trafiają wszystkie odsetki? Do pośredników finansowych. I niestety uciekają oni chętnie do rajów podatkowych. Global Financial Integrity szacuje, że nie jest reinwestowane w brazylijską gospodarkę prawie 30% brazylijskiego PKB. To dwa razy więcej niż rzekomo rozbuchane wydatki socjalne. (Więcej na ten temat można przeczytać m.in. w wywiadzie z prof. Ladislauem Dowborem w książce „Brazylia, kraj przyszłości?” wydanej przez naszą Fundację i Książkę i Prasę w lipcu 2016)

2. Przejdźmy więc do zdania o wydatkach socjalnych państwa. A zatem zdaniem prof. Leszka Balcerowicza Brazylia za dużo wydaje („rozbuchane państwo socjalne”) jednocześnie… na bogatych. To interesujące podejście. Jest tu jednak trochę nieścisłości. Wydatki socjalne państw OECD (do których Bazylia nie należy) szacowane są na średnio 22%. Ponad 30% na ten cel przeznacza m.in. Dania, Belgia, Finlandia i Francja, a najmniej, około 15% – Chile i Meksyk. Wydatki socjalne Brazylii wynoszą właśnie około 15%. Czy to jest rzeczywiście „rozbuchane państwo socjalne”? Zwłaszcza gdy odkryjemy, ze 10% z tego przeznaczane jest na systemy emerytalne (tu Brazylia potrzebuje reform). Z kolei największy program społeczny na świecie, który przyniósł najwięcej efektów – Bolsa Família (36 milionów ludzi wyszło z ubóstwa, jeśli odejmiemy 2 miliony imigrantów, to tyle właśnie osób mieszka w Polsce) – otóż ten program kosztuje państwo 0,5% PKB, a według licznych badań, przynosi państwu więcej zysku niż strat, bo dzięki niemu wiele osób nabyło zdolności konsumpcyjne i poszło do pracy.

3. Cieszymy się, że profesor zwraca jednak uwagę na to, że za dużo pieniędzy kierowanych jest do najbogatszych Brazylijczyków. Co prawda, wbrew temu co twierdzi, nie poprzez wydatki socjalne (prawie każdy bogatszy Brazylijczyk korzysta prywatnie z edukacji, ochrony zdrowia etc.) Faktem jest jednak, ze prezydent Lula nie był w stanie zmienić struktury nierówności, która narastała przez 500 lat historii kraju, nie uderzał w najbogatszych i w instytucje finansowe. Prezydent Dilma Rousseff (której polityka była znacznie bardziej liberalna w większości dziedzin, profesorowi Balcerowiczowi powinna się bardziej podobać) próbowała jednak m.in. obniżyć stopy procentowe. Jak to się dla niej skończyło – widzimy obecnie.

Tak, Brazylia zmaga się z kryzysem, z nierównościami społecznymi i ekonomicznymi, ma nieinnowacyjną gospodarkę i bardzo słabo rozwiniętą infrastrukturę usług publicznych (szczególnie edukacyjnych i zdrowotnych). Są to ogromne problemy kraju, ale zaciskaniem pasa (i tak dość ściśniętego w porównaniu z Europą) i ogłaszaniem kolejnych neoliberalnych rozwiązań nie uda się tego problemu zwalczyć. Lula da Silva był pierwszym prezydentem, który spróbował walczyć z nierównościami. Tylko w 10 lat nie da się nadrobić 500 lat zaległości, zwłaszcza, gdy po tych 10 latach kryzys ekonomiczny dościga państwo. Kryzys nie tylko surowcowy, ale także ten, spowodowany przez instytucje finansowe.

_ _

Autor: Janina Petelczyc

Fot.: Kaique Rocha, Pexels

Społeczeństwo

O mercado do e-commerce brasileiro vai duplicar nos próximos…

  • 7 października 20141 sierpnia 2017

(portugalska wersja tekstu/versão portuguesa do artigo)

A facilidade do acesso à internet e o interesse dos investidores são os principais fatores que influenciam no crescimento repentino do comércio online brasileiro. Não é de se admirar que o Brasil esteja em primeiro lugar no rank de compras online da América Latina, pois o e-commerce do país do futebol gera um faturamento que alcança a marca de 3 vezes os lucros gerados pelas transações online na Argentina, ou no México e, ao que tudo indica, este faturamento vai duplicar nos próximos 5 anos.

Logo após a virada do milênio, o Brasil se encontrava em uma posição tímida quando se falava de compras via internet. Em todo o território nacional haviam apenas 5 milhões de internautas e as empresas que planejavam investir neste mercado inexplorado, apostavam no mercado online norte americano e europeu. Já nos dias de hoje, este número de internautas se encontra bem maior, já são mais de 100 milhões e, no próximo ano, os brasileiros serão muito provavelmente o quarto maior grupo de internautas de todo o globo, ultrapassando o Japão.

Já era de se esperar que os maiores círculos empresariais percebessem o potencial inexplorado do mercado online brasileiro e que começassem a apostar suas fichas nessa ilha do tesouro. Se espera que ainda em 2014, o e-commerce nacional passe por uma turbulência devido à entrada do grupo Walmart no párea. O Walmart é hoje tido como a maior multinacional do globo e tudo indica que esse gigante americano tem planos de movimentar mais de 1 milhão de produtos no mercado online brasileiro. Porém, a empreitada neste novo mercado não será fácil, pois, no Brasil, já funcionam a empresa americana eBay e o Alibaba, maior loja online chinesa.

As maiores corporações já compreendiam o quão grande é o potencial do Brasil pois, em 2013, o valor inteiro do e-commerce nacional não passava de 15 bilhões de dólares e, segundo prognósticos da Forrester, renomada empresa especializada na análise de perspectivas no mercado, este valor crescerá até atingir a marca de 35 bilhões de dólares em apenas 5 anos. Mesmo sendo 20 vezes menor que o valor estipulado do mercado americano, pode-se ver claramente que o Brasil é uma aposta ótima para um futuro próximo.

Quando observamos o mercado brasileiro, percebemos que não há somente um crescimento nas compras, mas também no PIB. Vários números analisados mostram que há uma migração de grande parte do povo brasileiro da condição de classe desfavorecida para classe média, ou seja, crescimento do número de potenciais compradores e estes números continuam crescendo de forma significativa. Diz o fundador da marca Dafiti, rede de lojas com centros de distribuição espalhados em toda a América do Sul.

ONDE e O QUE compram

Tudo indica que o produto mais popular nas compras online brasileiras, e em vários outros países, é roupa (19% das vendas). O segundo lugar da lista está ocupado por medicamentos e cosméticos (18% das vendas). Diz-se que a Copa do Mundo exerceu uma grande influência nas vendas online brasileiras pois, segundo dados levantados pela eBit, empresa especializada na análise da satisfação dos consumidores, cada 10% das compras online efetuadas no Brasil durante o período da copa e nos meses anteriores, foram influenciadas diretamente pelo evento. A pesquisa também revelou que a porcentagem referente à venda de livros ficou em 9% seguida de apenas 7% dos eletrônicos.

 Para os que querem iniciar suas atividades no e-commerce brasileiro, é importante que se tenha em mente não apenas “o que compram?”, mas também “como compram?”. Uma das tendências mais crescentes é a popularização dos smartfones e tablets pois só em 2013, a venda destes produtos cresceu mais de 100%. Outra particularidade sobre os hábitos de venda dos compradores brasileiros é que os mesmos costumam visitar lojas físicas buscando por smartfones e tablets para, logo após encontrar preços bons, voltarem à suas casas e comprar o mesmo produto via internet. Ainda falando sobre “como compram” é importante saber sobre atenção que o público dá às compras que podem ser feitas a prazo. Compras a prazo são populares no mundo inteiro, mas, no Brasil, tal prática tornou-se rotina pois 81% de toda a população vê a compra a prazo como melhor forma de pagamento.

 

As estatísticas que mostram as atividades dos compradores online crescem junto com os indicadores de densidade demográfica. O Centro-Oeste juntamente com São Paulo e Rio de Janeiro geram sozinhos 63% de todas as transações via internet seguidos pelo Sul com Porto Alegre e Curitiba que pontuam 20% nas estatísticas. Já a região Nordeste contribui com apenas 8.4% de todo o e-commerce nacional. Tendo em vista estes números podemos concluir que além da concentração populacional, outros fatores como localização dos centros logísticos, influi fortemente no número de compras por região. Como a maioria dos centros de distribuição está localizada no Centro-Oeste, já era de se esperar que as localidades do entorno tivessem um serviço de entrega mais rápido, barato e efetivo, o que contribui para o aumento do volume de transações online nas proximidades.

Quando se fala em internet, é melhor que se tenha um pé atrás

Apesar do cidadão brasileiro poder bater no peito orgulhoso dos números recentes, há um fator retardante que vai contra o desenvolvimento do e-commerce e TI brasileiro, este fator é a desigualdade econômica. Projetos inovadores como “Start Ups” aceleram o desenvolvimento do mercado online e dão a chance para que pessoas sem muito capital inicial possam iniciar seus próprios negócios e, através dessas novas empresas, alcancem lucros expressivos, mas há um “porém”. Segundo uma análise realizada pela Forbes, revista quinzenal americana que fala sobre economia e negócios, entre 46 bilionários brasileiros, somente o co-proprietário do Facebook, Eduardo Saverin, alcançou sua fortuna através do e-commerce. Outra peculiaridade que merece atenção é que um terço dos bilionários simplesmente herdou a fortuna de seus pais, sem falar que a configuração da sociedade brasileira não proporciona uma atmosfera propícia para o desenvolvimento da atividade de compra via internet.

Mas, como já estamos carecas de saber, o brasileiro é teimoso, determinado e “não desiste nunca!”. O mercado online está aí com muitas promessas, ótimas expectativas, e os otimistas apostando nesse novo mercado não param de aparecer. O fato de um terço das empresas que trabalham com e-commerce terem sido criadas nos últimos 3 anos serve como fonte de esperança e inspiração para os novos empreendedores e muitos já dizem que o próximo Steve Jobs já nasceu, é brasileiro e só está esperando o momento certo para começar a revolucionar o mercado de compras online nas terras tupiniquins.

_ _

Gustavo Fonteles, especialista em e-commerce no codigosdesconto.com.br – tradução feita a partir de kodyrabatowe.pl

Społeczeństwo

Stare-nowe problemy

  • 24 września 20141 sierpnia 2017

…czyli o odwiecznych nierównościach w kraju postępu

Przed zbliżającymi się wyborami w Brazylii pisaliśmy już o procedurach i partiach, przedstawiliśmy też kandydatów do objęcia stanowiska głowy państwa. Warto zastanowić się z jakimi problemami społecznymi przyszłe władze, zarówno stanowe jak i federalne, będą musiały się zmierzyć. Na początek – nierówności.

Równość się opłaca

Kilka lat temu dwójka naukowców, Richard Wilkinson i Kate Pickett wydali książkę pod znamiennym tytułem „Duch równości. Tam gdzie panuje równość wszystkim żyje się lepiej”. Na podstawie szeregu badań i danych statystycznych udowodniają, że społeczeństwa o mniejszym rozwarstwieniu społecznym zmagają się z mniejszą ilością problemów społecznych i gospodarczych. A także, że zmniejszanie różnic pomiędzy zamożnością ludzi najbogatszych i najuboższych wpływa na znaczną poprawę jakości życia wszystkich, a nie tylko najbiedniejszych. Zainteresowanych tym dlaczego i na jakich płaszczyznach tak się dzieje – odsyłam do lektury tej książki. Teraz czas zastanowić się jak to jest z tym rozwarstwieniem społecznym w Brazylii.

Wszyscy wiemy i nieustannie powtarzamy: Brazylia należy do państw o największym rozwarstwieniu społecznym na świecie. To jest efekt historii kraju. Przyczyniło się do tego w przeważającej mierze niewolnictwo, bo nawet zniesienie go w 1888 r. (jako ostatni kraj obu Ameryk) nie przyczyniło się do materialnej poprawy życia potomków z Afryki. Lata rozwoju przemysłu przyczyniały się do powstawania faveli, a owoce wysokiego wzrostu gospodarczego lat 70. trafiały do najbogatszych, bo jak mawiano „niech tort rośnie, podzielimy go potem”. Nie należy zapominać także o ogromnych nierównościach regionalnych. Jeżeli dochód narodowy na mieszkańca wynosi 100%, to w północnowschodnim regionie jest to proporcjonalnie 61.5%, a mieszkaniec południowego wschodu ma dochód średnio w wysokości 119.5%.[1]

Bezprecedensowy wzrost

 Ostatnia dekada była okresem niewiarygodnego postępu społecznego, który w bezprecedensowy sposób wyciągnął z biedy 40 milionów mieszkańców kraju. Coś takiego nie udało się nigdy w żadnym kraju na świecie. (40 milionów stanowi 1/5 mieszkańców 200 milionowej Brazylii). Przyczyniły się do tego przede wszystkim kilkusetprocentowy wzrost pensji minimalnej, programy w rodzaju Bolsa Família, Brasil sem Miséria i setki innych programów społecznych, edukacyjnych i infrastrukturalnych. Wzrost społeczny, któremu towarzyszył wysoki wzrost gospodarczy, oparty przede wszystkim na wewnętrznej konsumpcji, uratował kraj przed wielkim kryzysem, na czym zyskał przede wszystkim rząd Luli (2003-2010). Ale czy przyczyniło się to do zmniejszenia rozwarstwienia kraju? Na pierwszy rzut oka tak. Najlepszym miernikiem jest współczynnik Giniego. Waha się on miedzy 0 a 1. Gdyby wynosił 1 oznaczałoby to, że w danym państwie dochód trafia tylko do jednej osoby. Gdyby wynosił 0 oznaczałoby to, że wszyscy otrzymują dokładnie takie samo wynagrodzenie. Współczynnik ten w Brazylii spadł z 0,601 w 2002 do 0,519 w 2012.[2] Z kolei według Fundacji Getúlio Vargasa różnica pomiędzy biednymi i bogatymi zmniejszyła się o 13% między 2001 i 2011 r.

Problemy przyszłych władz

Jednak nawet tak ogromna poprawa nie zmieniła rozwarstwienia w sposób wystarczający. Według spisu powszechnego 2010 wciąż 10% najbogatszych zarabiało średnio 39 razy więcej niż 10% najbiedniejszych. I niestety ten dystans znów może zacząć wzrastać, zwłaszcza, że spowolnienie gospodarcze uderza w pierwszej kolejności w najbiedniejszych. Wielu z tych, którzy powiększyli słynną klasę „C” (a więc stali się klasą średnią) balansuje na jej granicy. Nikt już nie dyskutuje z tym, że pomoc najbiedniejszym jest niezbędna. Nowe brazylijskie władze będą musiały kontynuować walkę z biedą, ale przy jednoczesnym dążeniu do stabilizacji sytuacji finansowej nowej klasy średniej. Konieczne będą także dalsze kroki do uniezależniania beneficjentów świadczeń. 47% rodzin-beneficjentów Bolsa Família z 2003 r. korzysta z programu do dziś.

Problemy rynku pracy dotykają w pierwszej kolejności reprezentantów klasy średniej. Świadczenia, emerytury czy stypendia stanowią tylko nieznaczną część ich dochodów. Reszta pochodzi z pracy, często w szarej strefie, lub, jak byśmy to nazwali w Europie – grupy te stanowią prekariat. Niestałe umowy, brak zabezpieczenia społecznego (choć ilość osób przystępujących do systemu ubezpieczeń społecznych wzrasta), praca na czarno i inne tego rodzaju zjawiska znacznie utrudniają ich sytuację. Kolejny rząd, aby utrzymać i zwiększyć sukcesy poprzednich lat, będzie musiał zmierzyć się z ogromnymi problemami rynku pracy.

Kolejnym czynnikiem utrudniającym walkę z nierównościami jest system podatkowy. Nie chodzi tu o skomplikowanie systemu (o tym opowiemy w innym artykule), ale ogromną rolę podatków pośrednich, które, jak wiadomo, uderzają najbardziej w najbiedniejszych. I tak w roku 1996 osoba o dochodzie równym dwóm pensjom minimalnym przekazywała państwu w postaci podatków pośrednich około 28% swojego dochodu. W roku 2014 jest to już 54%.

Um país rico é um país sem pobreza

Brytyjski socjolog, Peter Townsend powiedział kiedyś „Możliwe, że ostatecznym testem na wolne, demokratyczne i zamożne społeczeństwo jest poziom wolności, demokracji i zamożności, jakim cieszą się jego najsłabsi członkowie” Wydaje się, że podzielała tę opinię Partia Pracujących, bo z hasłem „Kraj bogaty to kraj bez biedy” w poprzednich wyborach szła do wyborów Dilma Rousseff. Obecnie proponuje „więcej zmian”, co wydaje się logiczną kontynuacją trwających od 11 już lat rządów jej ugrupowania. Inne partie startujące w wyborach też pamiętają o problemie nierówności w kraju. Oczywiście nie da się tego rozwiązać działając jednotorowo, tylko na rynku pracy. Potrzebna jest także odpowiednia polityka edukacyjna, służba zdrowia, inna polityka podatkowa. O tych kwestiach napiszemy w kolejnych tekstach.

Tymczasem na koniec, aby nie pozostawiać tylko ciemnego obrazu warto przytoczyć opinię ekonomisty, doradcy Luli – Ladislaua Dowbora. Twierdzi on bowiem, że utrzymujące się na wysokim poziomie nierówności mogą wynikać także z tego, że w Brazylii rosną dochody wszystkich, szybciej wśród ubogich, niż wśród bogatych. Ponieważ jednak punkt wyjścia jest bardzo niski w przypadku ubogich, nawet wysoki procent oznacza niewielkie zmiany w liczbach bezwzględnych.[3]

_ _

Janina Petelczyc


[1] A. Porsse, Demographic change and regional economic growth in Brazil, Neurus, São Paulo, 2012, p. 3

[2] The World Bank, Gini Index, http://data.worldbank.org/indicator/SI.POV.GINI.

[3] Dowbor, L., Brasil: um outro patamar, Brazylia szuka nowych dróg, agenda na lata 2010

Zdjęcia 1 i 3: Janina Petelczyc; zdjęcie 2: źródło

Polityka

Globalna walka na bloki

  • 23 lipca 201430 lipca 2017
Prezydent Chin Xi Jinping mimo zaproszenia nie pojawił się na finałowym meczu mundialu, choć tego samego dnia lądował w Brazylii. Trudno o bardziej wymowny gest, który miałby pokazać, że naprawdę poważna gra toczy się gdzie indziej. Dwa dni później przywódcy Brazylii, Rosji, Indii, RPA i właśnie Chin (czyli tzw. grupy BRICS) zdecydowali bowiem o stworzeniu własnego banku rozwoju i funduszu rezerw.
Rękawica rzucona MFW
Ustalenia szczytu w Fortalezie mogą okazać się milowym krokiem w kierunku przebudowy globalnego systemu finansowego, a może raczej wprost: do uniezależnienia się od amerykańsko-europejskiej dominacji. Jej podporą są ustalenia konferencji w Bretton Woods, w lipcu 1944 roku, podczas której stworzono podstawy powojennego ładu monetarnego i handlu międzynarodowego. Dolar urósł wówczas do rangi globalnej waluty rozliczeniowej. Jego pozycja dała później Stanom Zjednoczonym komfort w zadłużaniu się, a także prowadzeniu polityki monetarnej. Za każdym razem, gdy amerykańska Rezerwa Federalna majstrowała przy stopach lub drukowała dolary, kraje rozwijające się obrywały rykoszetem. Nagłe podniesienie kosztu pieniądza za rządów Reagana było jedną z głównych przyczyn wybuchu kryzysu w Ameryce Łacińskiej. Natomiast aktualnie prowadzony przez Rezerwę Federalną program przedterminowego skupu papierów dłużnych (tzw. ilościowego luzowania polityki monetarnej) kilka razy skutkował odpływem kapitału spekulacyjnego do krajów rozwijających się. Ich waluty nagle się umacniały, co powodowało problemy eksporterów. 
 
W Bretton Woods powołano także dwie globalne instytucje finansowe: Międzynarodowy Fundusz Walutowy i obecny Bank Światowy. Zadaniem MFW jest ratowanie krajów członkowskich w przypadku bankructwa. BŚ natomiast początkowo pomagał Europie i Japonii w odbudowie po wojnie, a potem jego cele rozszerzono o wsparcie rozwoju biedniejszych państw świata. Kraje rozwijające się boleśnie odczuły jednak uzależnienie obu instytucji od Stanów Zjednoczonych. Za każdym razem pomoc okupiona była narzuconymi reformami neoliberalnymi, których kosztów społecznych nikt nie liczył. Na dodatek mimo cięć fiskalnych, prywatyzacji i deregulacji gospodarki, często nie udawało się osiągnąć nawet stabilnego wzrostu gospodarczego. Tak było np. w Ameryce Łacińskiej w latach 80. i 90. Przykładów rygorystycznego zmuszania państw będących w kryzysie do zaciskania pasa nie trzeba zresztą daleko szukać. Reformy pod dyktando urzędników MFW musiały ostatnio wprowadzić przecież Grecja, Portugalia i Węgry. 
 
Rozwijające się potęgi skarżą się również na na brak reprezentatywności MFW. Chiny, które pod względem PKB są drugą gospodarką świata, mają jedynie blisko 4% udział w Funduszu. W przypadku najbardziej wpływowych Stanów Zjednoczonych jest to blisko 18%. Mocniejszą od Chin pozycję w MFW mają jeszcze Japonia, Włochy, Francja i Wielka Brytania. Brazylia, która pod względem PKB jest siódma na świecie, w Funduszu ma niespełna 2% głosów. To daje jej czternastą pozycję, m.in. za Holandią i Belgią. Dla obu wschodzących potęg irytujący jest fakt, że uchwalona w 2010 roku reforma MFW utknęła… w amerykańskim Kongresie.
 
Podobne zarzuty kierowane są także pod adresem Banku Światowego. Jeden z najbardziej słyszalnych głosów krytyki pochodzi od byłego głównego ekonomisty Banku i późniejszego laureata ekonomicznego Nobla – Josepha Stiglitza. W swoich publikacjach wymienia on kilka sytuacji, w których był naocznym świadkiem odgórnego i lekceważącego traktowania rządów państw objętych programami BŚ przez amerykańskich i europejskich delegatów.
Klub dostawców Chin?
Nic więc dziwnego, że największe kraje rozwijające się chcą stworzyć przeciwwagę dla systemu, w którym rzekome bezpieczeństwo to tak naprawdę często wpadanie z deszczu pod rynnę. W Brazylii, tuż po mundialu, liderzy pięciu państw bloku zdecydowali o utworzeniu funduszu rezerwowego o wartości 100 mld dolarów. Drugie tyle ma trafić docelowo do powstającego banku rozwoju. To sporo, biorąc pod uwagę, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy, liczący 188 członków, dysponuje 250 mld dolarów. Na dodatek stabilizacyjna kasa BRICS ma być rządzona demokratycznie. Wkład każdego z państw ma być równy, podobnie jak obsada stanowisk. Siedzibą banku rozwoju zostanie jednak Szanghaj (MFW i BŚ mieszczą się w Waszyngtonie), co może okazać się symptomatyczne. Do tej pory wielu ekonomistów wskazywało bowiem, że BRICS to tak naprawdę porozumienie między Chinami i ich dostawcami surowców. Rzeczywiście, struktura wartej łącznie 300 mld dolarów rocznie wymiany handlowej, to w dużej części zasilanie rozbudowy chińskiej gospodarki ropą, miedzią i innymi metalami. W drugą stronę przepływają już natomiast gotowe produkty i usługi, co niepokojąco przypomina wcześniejszy, kolonialny model handlu z Zachodem. Tym bardziej, że za 20 lat Chiny mogą przegonić USA w rankingu najpotężniejszych gospodarek świata. 
 
Innym źródłem napięć między Państwem Środka i pozostałymi członkami grupy BRICS jest system kursów walutowych. Podczas gdy Pekin sam dostosowuje wartość juana do potrzeb własnej gospodarki, pozostałe kraje zmagają się z wahaniami kursu rynkowego, co często pogarsza ich konkurencyjność. Co więcej, dopóki Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Republika Południowej Afryki nie zaczęły ze sobą współpracować, część komentatorów w ogóle kwestionowała sens akronimu ukutego przez byłego głównego ekonomistę Goldman Sachs, Jima O’Neilla. Szczyt w Brazylii pokazał jednak, że sprzeciw wobec wykorzystywania międzynarodowych instytucji finansowych przez kraje rozwinięte pozwala przezwyciężyć ekonomiczne, polityczne i kulturowe różnice w gronie państw BRICS. Być może wkrótce rzucą one wyzwanie także pozycji dolara. W Fortalezie rozmawiano bowiem także o stworzeniu sieci firm z krajów grupy, które rozliczałyby się w walutach lokalnych.
 
Integracyjna ofensywa
„Stary” Zachód nie zamierza jednak z założonymi rękoma spoglądać na możliwą konsolidację największych gospodarek rozwijających się. Negocjatorzy Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej właśnie przeprowadzili szóstą rundę negocjacji na temat stworzenia wspólnej strefy wolnego handlu (ang. Transatlantic Trade and Investment Partnership). Zwolennicy podpisania umowy (wśród nich praktycznie wszyscy polscy europosłowie) odwołują się przede wszystkim do klasycznych i neoklasycznych teorii ekonomicznych, które zakładają, że likwidacja barier we wzajemnym  handlu opłaci się obu stronom. Jednak nawet i oni wskazują na konieczność zachowania w Europie odrębnego podejścia np. do bezpieczeństwa żywności, danych osobowych czy części usług publicznych. Organizacje lewicowe, ekologiczne i niektóre związki zawodowe idą dalej. Podkreślają odmienność filozofii po obu stronach Oceanu. Według nich w Stanach panuje kapitał, w Europie natomiast przetrwała co najmniej część osiągnięć tzw. państwa bezpieczeństwa społecznego (ang. welfare state). W praktyce jednolite standardy miałyby więc oznaczać wprowadzenie na półki sklepowe żywności modyfikowanej genetycznie, zastąpienie stypendiów pożyczkami dla studentów i ograniczanie praw pracowniczych. Inny zarzut dotyczy wprowadzenia Mechanizmu Rozwiązywania Konfliktów między Inwestorami i Państwami, który rzekomo dałby wielkim korporacjom międzynarodowym władzę większą od rządów. Do tego dochodzą kwestie dopłat do rolnictwa, traktowania kultury jako dobra nie do końca rynkowego, a także wprowadzania do obiegu leków. A ponieważ negocjacje są tajne, nie można ze spokojem stwierdzić, że pojawiające się wokół nich obawy są bezzasadne. 
 
Świat wielobiegunowy czy świat wielu prędkości?
Niezależnie od tego, jak ewentualne podpisanie traktatu odczują obywatele Unii Europejskiej, już teraz można wskazać przegranych tego porozumienia. Będą nimi pozostali partnerzy handlowi obu stron paktu. Jak szacuje niemiecka Fundacja Bertelsmanna, długoterminowo Kanada może stracić 9,5% PKB liczonego na głowę mieszkańca. W przypadku Australii i Meksyku może to być ponad 7% PKB per capita. Najboleśniej skutki transatlantyckiej umowy odczują jednak kraje, które nie są w stanie szybko przeorientować swoich stosunków handlowych. Eksperci Fundacji wskazują zwłaszcza na uzależnione od współpracy z Europą państwa Afryki Północnej i Zachodniej. Wszystko wskazuje na to, że najsłabiej rozwinięte i państwa globu będą pozostawione w tej sytuacji samym sobie. Bank rozwoju BRICS przewiduje wprawdzie finansowanie inwestycji spoza grupy, ale Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA będą pełnić w nim tę samą rolę, co największe światowe gospodarki w Banku Światowym. Choć więc integracyjny trend wydaje się równoważyć układ sił na świecie, to tworzy jednocześnie swoich wykluczonych. Może się bowiem okazać, że mniejsze państwa pozostaną daleko w tyle nie tylko za USA czy UE, ale także wciąż jeszcze będącymi w ogonie szeroko pojętego rozwoju Indiami.
 
_ _  
Z Meksyku 
Damian  Mazgaj – latynoamerykanista, dziennikarz, były producent działu zagranicznego TVN CNBC
Fot.: Kaique Rocha, Pexels
Społeczeństwo

O wszystkich odcieniach Facebooka w Brazyliii

  • 7 maja 201430 lipca 2017

W dobie „facebookizacji”, Brazylia jest trzecim krajem na świecie (zaraz po Stanach Zjednoczonych i Indiach) z największą liczbą użytkowników tego popularnego portalu społecznościowego.

Zródło: Tutaj

Brazylia zdecydowanie przoduje w Ameryce Łacińskiej (cóż, ze względu na jej wielkość trudno się dziwić) a liczba użytkowników przekroczyła już 76 milionów osób, z czego ponad połowa z nich loguje się poprzez telefony komórkowe bądź tablety. Użytkownicy Facebooka w Ameryce Łacińskiej stanowią aż 18% wszystkich użytkowników na świecie. Co więcej, statystyki wykazują, że w 2013 r. codziennie na Facebooka w Brazylii w logowało się aż 58 milionów Brazylijczyków, prawie trzy razy więcej niż w roku wcześniejszym. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na fakt, że w tym kraju dostęp do Internetu ma aż 95 milionów osób.


Żródło: Tutaj

Jednak nie na samych statystykach zamierzam się skupić.

Pragnę pokazać, że u progu XXI wieku Facebook stanowi ogromną siłę i potencjał w Brazylii i nie powinno się bagatelizować tego fenomenu, ponieważ FB oprócz swych dobrych stron, kryje również i te ciemniejsze.

Według badań „kierownika ds. zaangażowania Facebooka” Javiera Olivara tak wielkie zainteresowanie tym portalem społecznościowym wśród Brazylijczyków jest spowodowane towarzyskością tego narodu, a sam FB realizuje ludzkie potrzeby w dziedzinie komunikacji. Brazylijczyk lubi być w ciągłym kontakcie z przyjaciółmi i rodziną. Ponadto FB łączy się z drugą ogromną pasją tego narodu jaką jest zamiłowanie do high-tech, smartphonów i tabletów.


Źródło: Tutaj

Facebook jest dziś wymarzonym miejscem pracy dla wielu brazylijskich studentów kończących studia na takich kierunkach jak Komunikacja Społeczna, Marketing czy Informatyka/Design/Programowanie i kierunki pokrewne. Siedziba FB w Brazylii znajduje się od 2011 roku w eleganckiej dzielnicy stolicy paulista, w Itaim Bibi. Facebook zajmuje tylko 1800 metrów kwadratowych na piątym piętrze wspaniałego wieżowca Infinity Tower. Tylko 1800 ponieważ chętnych by postawić tam nogę są tysiące. Wymarzony pracodawca oferuje bardzo wiele: dostęp do technologii, przyjazne otoczenie i środowisko młodych, ambitnych pracowników. Dodatkowo co piątek wszystkie siedziby FB na całym świecie biorą udział w światowej telekonferencji na której mogą porozmawiać z samym wielkim twórcą.

Źródło: Tutaj

Mówiąc o wielkim twórcy, często zapominamy że przy tworzeniu FB Markowi Zuckerbergowi towarzyszył wielki twórca numer 2, a mianowicie Eduardo Saverin, Brazylijczyk z São Paulo, który poznał Marka podczas studiów na Harvardzie. Rodzina Eduardo zdecydowała się na przeprowadzkę do Miami w 1992 roku, w momencie gdy kraj pogrążył się w kryzysie za czasów rządów prezydenta Fernanda Collor de Mello.

Facebook jest przede wszystkim wirtualnym miejscem spotkań milionów Brazylijczyków. Dyplomatycznie pominę tu aspekt randkowy. Poprzez FB Brazylijczycy wyrażają swoje (nie)zadowolenie obecnymi rządami czy też organizują protesty i flesh mob, jak ostatnio nagłaśniane rolezinhos. Rolezinhos doczekały się swojej zamkniętej grupy na FB z prawie dwunastoma tysiącami użytkowników.

Niestety Facebook jest też idealnym miejscem fałszywych informacji i plotek (po portugalsku: boatos). Nie tak groźne będą fałszywe profile czy młodzi ludzie podszywający się pod kogoś innego w celu wyłudzenia pieniędzy. Jednak co się dzieje, gdy plotka przybiera tak ogromne rozmiary że przynosi krwawe żniwa? Zdarzenie takie miało miejsce kilka dni temu w jednym z miast w interiorze stanu São Paulo, gdzie mieszkańcy od dłuższego czasu o lokalnych problemach informowali na fanpage’u swojego miasta. Zagubiony piesek czy ostatnie kradzieże to nic w porównaniu z rozpowszechnieniem plotki o mieszkankach tego miasta, które rzekomo porywały dzieci i wykorzystywały je praktykując czarną magię. Plotka przybrała takich rozmiarów, że zaczęto publikować na fanpage’u zdjęcia rzekomych porywaczek. Niewinne kobiety tłumaczyły się mówiąc, że ze sprawą nie miały nic wspólnego. Policja nie potwierdziła żadnych zgłoszeń dotyczących zaginionych dzieci. Konsekwencją tego była skazanie na brutalną śmierć niewinnej kobiety oskarżonej o czarną magię i czarownictwo przez lokalnych samozwańczych sędziów. Tę sytuację skomentowałabym powołując się na Marka Zuckerberga (który poprzez te słowa wyraził swój ból wobec Brazylijczyków wstawiających na Facebooka animowane obrazki gif) „Każda usługa w Internecie, która ma brazylijskich użytkowników w dużych ilościach, staje się problemem”.

Z wirtualnego świata Facebooka pewne jest dziś w Brazylii tylko jedno, a mianowicie że Brazylijczycy są jedynym narodem na świecie, któremu nie odpowiada niebieski kolor tego portalu, a gdy Brazylijczyk zobaczy potencjalne aplikacje umożliwiające zmianę koloru, jest pierwszym, który je ściąga. Zaintrygowany tym twórca Facebooka zwrócił się do swojego dawnego rywala Orkut, jednak jak się okazało i jego różowy kolor przeszkadzał brazylijskiemu użytkownikowi. Mark Zuckerberg postanowił jednak przygotować zasadzkę na rozdrażnionych niebieskim kolorem portalu użytkowników. Obiecał, że przy kolejnych aplikacjach obiecujących zmianę koloru, automatycznie pojawi się pytanie „Użytkowniku, dlaczego chcesz to zrobić?”.

_ _ 

Agata Błoch

Źródła:

Facebook triplica usuários móveis no Brasil e destaca parcerias

Facebook alcança 73 milhões de usuários no Brasil

Facebook tem 1,23 bilhão de usuários mundiais; 61,2 milhões são do Brasil

Mark quer descobrir por que os brasileiros querem tanto mudar a cor do Facebook

Porque os brasileiros gostam tanto do Facebook

CNN diz que Mark está triste com o comportamento dos brasileiros no Facebook

Nawigacja po wpisach

1 2 3 … 7

Najnowsze posty

  • Brazylijskie Candomblé – historia, rytuały i wyzwania
  • Demokracja w mundurach, czyli niekończący się eksperyment w historii Brazylii.
  • Stulecie powstania pierwszego brazylijskiego uniwersytetu – sto lat walki o dostęp do powszechnej edukacji wyższej i do prowadzenia badań naukowych

Wyszukaj według tagów

Afrobrazylijczycy Architektura armia badania naukowe bolsonaro dyktatura edukacja Ekologia Gospodarka Historia Igrzyska Olimpijskie Impeachment Indianie Internet Język Kino Konkurs Książka Kuchnia Literatura militaria Mundial Muzyka nauka Podróże Polonia Protesty Przegląd Prasy Religia szkolnictwo wyższe Sztuka Taniec uniwersytet W mediach wojny wojsko wojskowośc Wybory Wydarzenia

Polub nasz fanpage

Fundacja Terra Brasilis

Poznaj naszą książkę

Dowiedz się więcej
Zobacz, gdzie kupić

Kategorie

  • Inne 24
  • Kultura 152
  • Polityka 107
  • Społeczeństwo 190

Archiwum

Newsletter

Copyright © 2016 by Fundacja Terra Brasilis. All Rights Reserved.

Znajdź nas na Facebooku
© 2013-2016 Fundacja Kultury Brazylijskiej Terra Brasilis NIP 5342486770, KRS 0000400459 ul. Lilpopa 36/8, 05-840 Brwinów Logo: Jakub Sudra, http://sudragrafika.com/
Theme by Colorlib Powered by WordPress