Źródła brazylijskiego kryzysu
W obszernym wywiadzie prof. Leszka Balcerowicza dla gazety.pl pojawiło się m.in. kilka zdań na temat kryzysu w Brazylii. Profesor Balcerowicz twierdzi, że kryzys ekonomiczny w tym kraju jest wynikiem (nie będzie zaskoczenia), rozbudowanego socjalu. Dlatego pojawiła się potrzeba kilku zdań sprostowania.
1. Profesor Balcerowicz stwierdza, że wydatki socjalne w Brazylii były finansowane dzięki światowemu popytowi na surowce. Częściowo ma oczywiście rację, obecnie dochody kraju w związku ze światowym kryzysem surowcowym spadły. Należy jednak pamiętać, ze obok „kryzysu surowcowego” Brazylia zmaga się obecnie także z „kryzysem popytowym”, który wyrządza jej olbrzymie szkody, ale nie został przez prof. Balcerowicza dostrzeżony.
Zacznijmy od początku. Dzięki polityce społecznej prezydenta Luli da Silvy Brazylia uniknęła pierwszej fazy światowego kryzysu gospodarczego (w 2010 r. PKB wzrosło o 7,5%). Udało się to osiągnąć nie tylko dzięki surowcom, ale przede wszystkim dzięki wyciągnięciu z biedy milionów obywateli, którzy zyskali środki pozwalające im na zwiększenie konsumpcji. Napędzanie wewnętrznej konsumpcji było głównym czynnikiem wzrostu.
Tylko, że obecne problemy zaczęły narastać w powodu niewłaściwych zasad funkcjonowania systemu finansowego Bazylii. Problemy te wynikają z ogromnego oprocentowania kredytów konsumpcyjnych, kart kredytowych oraz długu publicznego. Dziesiątki milionów ludzi, którzy wyszli z biedy, zaczęło kupować, najczęściej na raty. Tylko te raty często kilkukrotnie przekraczają właściwą cenę. W efekcie w roku 2005 średnio 19.3% dochodów gospodarstw domowych przeznaczano na spłatę długów, a w 2015 r. było to już 46.5%. Oprocentowanie kart kredytowych po przekroczeniu terminu (nawet o 1 dzień) może wynosić nawet 600%, a ludzie, którzy wcześniej nie ukończyli szkół, a często nawet nie byli w żadnym rejestrze publicznym, nie posiadają wystarczającej wiedzy ekonomicznej, co instytucje finansowe chętnie wykorzystują (czyż nie za wskazanie nierównowagi w informacji w ekonomii Stiglitz dostał nagrodę im. Nobla w dziedzinie ekonomii?).
To pierwsza przyczyna zablokowania konsumpcji. Po drugie, przy tak wysokich kredytach trudno jest przedsiębiorcy kupić np. nowe maszyny. W Europie zapłaci odsetki rzędu 4-5%, a w Brazylii… 50%. I po trzecie, w czerwcu 2016 r. oprocentowanie długu wewnętrznego w Brazylii wynosiło 14.25% Jest to wielkość typowa dla tego kraju. W USA czy w krajach UE wynosi średnio około 1-0,5%. Gdzie trafiają wszystkie odsetki? Do pośredników finansowych. I niestety uciekają oni chętnie do rajów podatkowych. Global Financial Integrity szacuje, że nie jest reinwestowane w brazylijską gospodarkę prawie 30% brazylijskiego PKB. To dwa razy więcej niż rzekomo rozbuchane wydatki socjalne. (Więcej na ten temat można przeczytać m.in. w wywiadzie z prof. Ladislauem Dowborem w książce „Brazylia, kraj przyszłości?” wydanej przez naszą Fundację i Książkę i Prasę w lipcu 2016)
2. Przejdźmy więc do zdania o wydatkach socjalnych państwa. A zatem zdaniem prof. Leszka Balcerowicza Brazylia za dużo wydaje („rozbuchane państwo socjalne”) jednocześnie… na bogatych. To interesujące podejście. Jest tu jednak trochę nieścisłości. Wydatki socjalne państw OECD (do których Bazylia nie należy) szacowane są na średnio 22%. Ponad 30% na ten cel przeznacza m.in. Dania, Belgia, Finlandia i Francja, a najmniej, około 15% – Chile i Meksyk. Wydatki socjalne Brazylii wynoszą właśnie około 15%. Czy to jest rzeczywiście „rozbuchane państwo socjalne”? Zwłaszcza gdy odkryjemy, ze 10% z tego przeznaczane jest na systemy emerytalne (tu Brazylia potrzebuje reform). Z kolei największy program społeczny na świecie, który przyniósł najwięcej efektów – Bolsa Família (36 milionów ludzi wyszło z ubóstwa, jeśli odejmiemy 2 miliony imigrantów, to tyle właśnie osób mieszka w Polsce) – otóż ten program kosztuje państwo 0,5% PKB, a według licznych badań, przynosi państwu więcej zysku niż strat, bo dzięki niemu wiele osób nabyło zdolności konsumpcyjne i poszło do pracy.
3. Cieszymy się, że profesor zwraca jednak uwagę na to, że za dużo pieniędzy kierowanych jest do najbogatszych Brazylijczyków. Co prawda, wbrew temu co twierdzi, nie poprzez wydatki socjalne (prawie każdy bogatszy Brazylijczyk korzysta prywatnie z edukacji, ochrony zdrowia etc.) Faktem jest jednak, ze prezydent Lula nie był w stanie zmienić struktury nierówności, która narastała przez 500 lat historii kraju, nie uderzał w najbogatszych i w instytucje finansowe. Prezydent Dilma Rousseff (której polityka była znacznie bardziej liberalna w większości dziedzin, profesorowi Balcerowiczowi powinna się bardziej podobać) próbowała jednak m.in. obniżyć stopy procentowe. Jak to się dla niej skończyło – widzimy obecnie.
Tak, Brazylia zmaga się z kryzysem, z nierównościami społecznymi i ekonomicznymi, ma nieinnowacyjną gospodarkę i bardzo słabo rozwiniętą infrastrukturę usług publicznych (szczególnie edukacyjnych i zdrowotnych). Są to ogromne problemy kraju, ale zaciskaniem pasa (i tak dość ściśniętego w porównaniu z Europą) i ogłaszaniem kolejnych neoliberalnych rozwiązań nie uda się tego problemu zwalczyć. Lula da Silva był pierwszym prezydentem, który spróbował walczyć z nierównościami. Tylko w 10 lat nie da się nadrobić 500 lat zaległości, zwłaszcza, gdy po tych 10 latach kryzys ekonomiczny dościga państwo. Kryzys nie tylko surowcowy, ale także ten, spowodowany przez instytucje finansowe.
_ _
Autor: Janina Petelczyc
Fot.: Kaique Rocha, Pexels