Polityka

Subiektywny przegląd prasy 18.03.2013

Baryłki ropy, wsparcie dla kobiet, okręty podwodne i człowiek pająk

Prezydent Dilma Rouseff jest gwiazdą, jest wszędzie i ponoć nigdy nie sypia. Jeszcze przed chwilą przecinała wstęgę z okazji otwarcia nowej stoczni, w której produkowane będą elementy poszycia okrętów podwodnych (w tym jednej wyposażonej w napęd jądrowy), mających wzmocnić potencjał obronny kraju, a już jej czujne oko pada na nową ustawę o redystrybucji dochodów z sektora naftowego, którą próbuje zawetować. Chwilę później inauguruje już program wsparcia dla kobiet będących ofiarami przemocy.

Aż 265 milionów reali brazylijskich, taką sumę przeznaczy prezydent na powstanie sieci ośrodków Domu Kobiety oraz kompleksowej struktury mającej na celu wsparcie prawne, finansowe i psychologiczne, oraz doradztwo zawodowe. Hasłem przewodnim kampanii jest: Zero tolerancji dla przemocy wobec kobiet. Istniejący telefon zaufania ma stać się czymś w rodzaju dyspozytorni, zdolnej do natychmiastowego wysłania na miejsce patrolu policji. Wedle informacji podanych przez BBC Brasil, w 2012 roku instytucja ta odebrała ponad 88 tysięcy zgłoszeń, czyli o 600% więcej niż sześć lat wcześniej. Może to świadczyć, wedle autorów artykułu, o większej ufności poszkodowanych w skuteczność działania organów prawa, i większym poczuciu bezpieczeństwa. Z tej ogromnej liczby zgłoszeń najwięcej dotyczyło przemocy fizycznej, i malejąco: psychicznej i moralnej, 2% odnosiło się do nadużyć seksualnych.
Równie istotnym dla Brazylijek, spośród których rekrutuje się 93% osób zatrudnionych w charakterze pomocy domowej, może się okazać propozycja ustawy regulującej ich status prawny. Jeśli zostanie ona zatwierdzona przez senat, osoby te otrzymają takie same prawa, jak przedstawiciele innych zawodów, czyli między innymi: ośmiogodzinny dzień pracy, prawo do płatnego urlopu i trzynastej pensji. Pod względem liczby, żadna inna nacja nie może się na tym polu z Brazylią równać. Szacuje się, że na życie zarabia w ten sposób od 7 do 9 milionów Brazylijczyków, z czego zaledwie milion legalnie.
Dużo się również mówi o royalties, czyli dystrybucji przychodów z przemysłu naftowego. Gra toczyła się o nie byle jaką stawkę, bo o 100 miliardów baryłek ropy, które czekają na wydobycie w znajdujących się na pełnym morzu złożach (do 400 km od wybrzeża, na 7 tysiącach metrów głębokości, ukryte pod grubą pokrywą soli.) Największymi wrogami nowej ustawy były trzy stany zaangażowane w wydobycie, będące do tej pory jego największymi beneficjentami: Espírito Santo, São Paulo i Rio de Janeiro. To one tracą najwięcej na skutek obalenia weta prezydenckiego. Pieniądze z wydobycia popłyną szerokim strumieniem do wszystkich stanów, na czym najbardziej zyska północ kraju. Czy mimo tego ciosu, Rio podoła wyzwaniu jakim jest organizacja Mistrzostw Świata w piłce nożnej i Olimpiady?
Dość o pieniądzach.
Wiadomością z ostatniej chwili jest heroiczna interwencja, która doprowadziła do odzyskania skradzionej torebki i do ujawnienia prawdziwej tożsamości człowieka pająka. Żyje i pracuje w Balneário Camboriú, ma 25 lat i nazywa się Juicini „Sansão” Luiz. Za dnia pracuje jako piekarz, w nocy przemierza miasto na swoim motocyklu przebrany za Spidermana. Nie on jeden zresztą. Jego koledzy z pracy: Superman, Batman i Kapitan Ameryka też rozwożą opatrzone komiksowymi nazwami pizze, ale on jeden miał odwagę stanąć w obronie sprawiedliwości i obezwładnić uzbrojonego w nóż złodzieja damskich torebek.
Janusz Barwik
Polityka

Subiektywny przegląd prasy 25.02.2013

Koniec karnawału, zamieszki w Santa Catarina, brazylijski Warren Buffet i Korin nie z tej ziemi
W nocy z soboty na niedzielę, 17 lutego, mieszkańcy 11 stanów brazylijskich, od Rio Grande do Sul aż po Tocantins, musieli cofnąć wskazówki swoich zegarków o godzinę. Tak dobiegł końca czas letni. Oznacza to, że Brazylijczycy z regionów południowych mogli pospać godzinę dłużej, jakby na pociechę, że czas karnawału dobiegł końca. A ten, reprezentowany dumnie przez celebracje w Rio de Janeiro, jak zwykle zakończył się wielką pompą. Tam też, w środę 13 lutego, ogłoszono oficjalne wyniki konkursu na najlepszą szkołę samby. W tym roku zaszczytny tytuł najlepszej otrzymała Vila Isabel.
Na zakończenie obchodów karnawału czekał niecierpliwie Raimundo Colombo, gubernator stanu Santa Catarina. Kierowały nim nie emocje sportowe, lecz względy bezpieczeństwa. Dopiero wtedy mógł przeprowadzić akcję transportu więźniów podejrzanych o kierowanie organizacja przestępczą Primeiro Grupo Catarinense (PGC), która od 30 stycznia wznieca zamieszki w regionie. Sytuacja wygląda bardzo poważnie. Spłonęło 38 autobusów, 9 posterunków policji i milicji wojskowej zostało zaatakowanych, zanotowano ponad sto incydentów obejmujących ataki uzbrojonych osobników i podpalenia. Fala przemocy objęła aż 32 miasta w stanie Santa Catarina. Sytuacja uspokoiła się znacząco po zmasowanej akcji policji stanowej i narodowych sił zbrojnych, która miała miejsce w sobotę 16 lutego. Wśród prawie setki zatrzymanych znaleźli się przywódcy odpowiedzialnych za zamieszki organizacji przestępczych oraz osoby pośredniczące w komunikacji między osadzonymi i ich przebywającymi na wolności wspólnikami.
Przypuszczalnie zamieszki są reakcją na brak poszanowania dla praw człowieka oraz ostre nadużycia jakich dopuszczali się funkcjonariusze zakładów karnych wobec osadzonych. BBC Brasil udostępnia szokujące nagranie z kamery więziennej ilustrujące tę patologiczna sytuację.
Głośno znów o miliarderze Jorge Paulo Lemannie, który to do spółki z legendarnym Warrenem Buffetem nabył prawa do północno-amerykańskiej marki Heinz. Nie jest to wielkim zaskoczeniem, zważywszy że w 2010 przejął kontrolę nad siecią restauracji Burger King. Wydaje się to nawet logiczne. Na co komu burger bez ketchupu? Ciekawa to postać. Na równi ze swoim harvardzkim wykształceniem stawia doświadczenie ujeżdżania gigantycznych fal na Copacabanie, bo w młodości ten pięciokrotny mistrz Brazylii w tenisie, był też zapalonym surferem. Ceni wykształcenie, ale twierdzi, że równie ważna jest sztuka podejmowania ryzyka. Podobno hojnie nagradza swoich pracowników, a tempo pracy w jego firmach jest zabójcze.
Zupełnie inną filozofię wyznaje produkująca ekologiczną żywność firma Korin. Zakorzeniona w miejscowości Ipeúna w stanie São Paulo, produkuje prawie wszystko, od miodu i kawy, przez różnego rodzaju warzywa, aż po kurczaki i ekologiczne jaja – z których zresztą słynie. Nie wszystko im się jednak opłaca, ale nie zysk jest ich priorytetem. Ich misją jest promowanie ekologicznej żywności, i zapewnienie hodowanym przez siebie stworzeniom godnych warunków życia. Czy i godnej śmierci, trudno powiedzieć. Deklarują natomiast, że każdego roku, w sierpniu, obchodzą uroczystości ku pamięci ubitych zwierząt, modląc się o to żeby zrozumiały i wybaczyły, ponieważ ich śmierć nie była ludzkim kaprysem, lecz posłużyła sprawie, jaką jest budowanie lepszego świata. Kurczaki na pewno doceniają wolną przestrzeń po której mogą się poruszać i prawo wyboru miejsca składania jaj. Konkurencja, która wybieg zamienia na ciasne klatki, osiąga czterokrotnie wyższą produktywność, co Korin musi nadrabiać wyższymi cenami swoich produktów. Dwoma filarami tej nietypowej firmy są: Fundacja Mokiti Okada, której enigmatyczną misją jest promowanie piękna; oraz mający swoje korzenie w Japonii kościół Mesjański. Warto zaznaczyć, że nie mamy tu do czynienia z niszową grupą aktywistów. Choć na czysto zarabia „tylko” 2 miliony reali rocznie, obroty Korinu sięgają  60 milionów. Otworzyli już, 15 sklepów w São Paulo i w kilku innych miastach. Do 2016 planują mieć ich już sto.
Janusz Barwik