Subiektywny przegląd prasy 09.04.13
Ustalenia zlotu BRICS w Durbanie, cicha susza, koniec sporu o aldeia Maracanã i wizyta Polinezyjczyków.
Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA wchodzą w skład grupy pięciu państw rozwijających się, zwanych w skrócie BRICS. Trudno to nazwać organizacją czy sojuszem, nie ma po temu podstaw formalnych. Jednak na tegorocznym, piątym już zjeździe przedstawicieli tych krajów (26-27 marca br. Durban) dokonał się przełom, krok w stronę wdrożenia założeń teoretycznych w życie. Powstanie Bank rozwoju BRICS, mający wspierać projekty związane z rozbudową infrastruktury. Będzie tym samym przeciwwagą dla monopolu Banku Światowego na tym polu. Jest także wkładem państw rozwijających się w kształtowanie światowej polityki gospodarczej, od której państwa takie jak Indie, Brazylia i RPA czuły się odsunięte, co odzwierciedla choćby brak adekwatnej reprezentacji w instytucjach takich jak Międzynarodowy Fundusz Monetarny, Rada Bezpieczeństwa ONZ czy Bank Światowy właśnie. Mają zresztą pełne prawo domagać się głosu, jeśli prawą jest, co czytamy w Carta Capital, że razem państwa te reprezentują 40% populacji i generują 25% światowego przychodu.
Każde z państw włoży 10 miliardów dolarów w kapitał początkowy Banku, a na jego działaniach ma skorzystać głównie Afryka. Na tej samej konferencji ogłoszono podpisanie umowy między centralnym bankiem brazylijskim i chińskim. Kraje dokonają obustronnej wymiany swoich walut, które będą stanowić rodzaj trzyletniego depozytu o wartości 60 miliardów reali brazylijskich. Pieniądze te mają zabezpieczać handel między tymi państwami przed wahaniami dolara, w którym dokonywane są transakcje międzynarodowe.
Na łamach przeglądu Época, Bruno Calixto donosi o największej od pięćdziesięciu lat suszy w regionie północno-wschodnim. Alarmujące, że zjawisko, nieobce na terenach półpustynnych tego regionu, zaczęło się rozszerzać na odporne do tej pory tereny brazylijskiego cerrado, będącego rodzajem sawanny. Ciekawe też, jeśli to faktycznie największa taka katastrofa od półwiecza, że tak w prasie o niej cicho.
Dobiegł końca spór o aldeia Maracanã, czyli dawny budynek Muzeum Indian i siedzibę FUNAI, zajmowany dotąd, na przekór władzom, przez grupę Indian. 22 marca część z nich opuściła budynek dobrowolnie (części pomogły bataliony specjalne – jak czytamy w artykule BBC), przystając na propozycje władz, czyli ofertę nowego lokum. Czekały tam na nich łóżka, baraki sanitarne i kuchenne oraz inne wygody. Znajdzie się też miejsce dla Centrum Kultury Indiańskiej, nad którego projektem pracują już rządowi architekci.
Botocudos, to nazwa nieistniejącego już plemienia zamieszkującego niegdyś rejony dzisiejszych stanów Minas Gerais, Espírito Santo i Bahia. Dziś zostały po nich, między innymi, czaszki przechowywane w Uniwersyteckim Muzeum Narodowym w Rio de Janeiro. To właśnie na ich podstawie naukowcy stwierdzili obecność genów charakterystycznych dla ludów polinezyjskich. Wydaje się jednak, że nie potwierdza to w żaden sposób hipotezy o kontakcie Polinezyjczyków z przodkami Indian amerykańskich, zanim ci przekroczyli cieśninę Beringa aby zasiedlić nowy ląd. Nie wydaje się także, żeby geny były śladem jakiejś grupy Polinezyjczyków, która przepłynęła Pacyfik dobrowolnie, albo została przywieziona przez handlarzy niewolników do Peru, bo taka musiałaby jeszcze przebyć Andy i południowoamerykańskie puszcze. Naukowcy zakładają, że to ślad po kontaktach Botocudos z niewolnikami przywiezionymi z Madagaskaru, którego mieszkańcy są spokrewnieni genetycznie z ludami Polinezji.
_ _
Janusz Barwik