Lula prezesem Banku Światowego?
W 1944 r. w USA odbyła się słynna konferencja w Bretton Woods, która stworzyła podwaliny powojennego systemu walutowego. Do najważniejszych organizacji strzegących tego systemu należą Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i Światowa Organizacja Handlu (która jest trochę młodsza).
Organizacje te udzielają państwom pożyczek na rozwój lub w ramach pomocy w kryzysach finansowych (po spełnieniu określonych warunków) i likwidują przeszkody stojące na drodze wolnego handlu. Są to instytucje bardzo kontrowersyjne, z jednej strony pomagają, z drugiej jednak wykorzystują swoją pozycję do promowania wizji świata neoliberalnego, wymuszając na swoich beneficjentach określone polityczne i ekonomiczne działania. Nie o tym tu jednak mamy pisać, a zainteresowanym szczególnie polecam sztandarową książkę laureata nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Josepha Stiglitza „Globalizacja”, a także, dla równowagi i racjonalnego osądu – list otwarty jego ekonomicznego oponenta Kennetha Rogoffa – An Open Letter to Joseph Stiglitz, Author of „Globalization and Its Discontents” .
Po tym długim wstępie czas przejść do meritum, a więc do brazylijskiego wątku. Otóż niepisaną zasadą jest, że przewodniczącym Międzynarodowego Funduszu Walutowego jest Europejczyk, a Banku Światowego obywatel USA. W historii nie było jeszcze inaczej, choć po głośnym odejściu Dominiqua Strauss-Kahna nim nastały rządy Christine Lagarde nieśmiało pojawiały się kandydatury z pozaeuropejskich państw na szefa MFW.
Tak samo jest obecnie z Bankiem Światowym. W związku z rezygnacją dotychczasowego szefa Roberta Zoellick’a, członkowie BŚ mają czas do 23 marca, by zaproponować kandydatury. Wybór nastąpi w kwietniu.
Z tego powodu w Meksyku podczas spotkania ministrów finansów i banków centralnych G20 brazylijski minister finansów, Guido Mantega, poinformował, że Brazylia wraz z pozostałymi członkami BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA) gotowa jest wystawić swojego kandydata na to ważne stanowisko. Jak słusznie podkreślił, podstawą do obejmowania takich funkcji powinny być zasługi kandydata, a nie jego narodowość.
Niestety New Yorker słabo ocenia szanse Brazylijczyków na fotel szefa Banku Światowego. Największe dał Timothy Geithner’owi sekretarzowi stanu ds. finansów USA i byłemu szefowi amerykańskich rezerw federalnych. Hillary Clinton jest na drugim miejscu, a na trzecim doradca Baraka Obamy – Lawrence Summers. Wśród kandydatów spoza USA, największe szanse ma były prezydent Brazylii – Luiz Inácio Lula da Silva oraz byli premierzy Wielkiej Brytanii (Tony Blair) i Indii (Manmohan Singh).
Prawdopodobnie szef Banku Światowego będzie więc ze Stanów Zjednoczonych. Ale może rzeczywiście czas już złamać dominację zachodu? Trzeba pamiętać, że nie tylko zachodnia wizja gospodarki jest jedyną słuszną, a przy podejmowaniu decyzji powinni mieć udział zarówno reprezentanci krajów słabszych, jak i takich, których ekonomiczne znaczenie jest olbrzymie (a Brazylia jest obecnie szóstą gospodarką świata, po tym jak w grudniu 2011 wyprzedziła Wielką Brytanię). Warto na koniec zauważyć, że nawet jeśli reprezentant BRICS nie obejmie tej funkcji to pojawiły się już propozycje, by kraje te stworzyły własny bank wzajemnej pomocy, oparty na stworzonych przez siebie, a nie narzuconych zasadach.
Źródła:
1. O. Stuenkel , A ‘BRICS candidate’ for the World Bank? , 23.02.2012 r.
2. Global Post, BRIC countries consider their own multilateral development bank, 24.02.2012 r.
3. Zdjęcie 1
4. Zdjęcie 2, Guido Mantega