„Ão, ão, camelô não é ladrão!”*
Od pięciu dni mieszkańcy Brás, jednej z dzielnic São Paulo są świadkami scen podobnych do tych, które mieliśmy okazję obserwować trzy lata temu pod Pałacem Kultury, kiedy to nastąpiła przymusowa eksmisja sprzedawców z Kupieckich Domów Towarowych.
We wtorek władze miasta rozpoczęły akcję porządkową na jednym z największych bazarów São Paulo – Feira da Madrugada, uniemożliwiając rozłożenie straganów handlowcom, którzy nie posiadali stosownego pozwolenia. Wzbudziło to ostry sprzeciw camelôs**, rozpoczęły się zamieszki i starcia z policją, która w celu opanowania sytuacji sięgnęła nawet po gaz łzawiący i gumowe kule. Przez dwa dni handel na tym bazarze, przez który dziennie przewija się ok. 25 tys. kupujących, stanął w miejscu. Legalni sklepikarze i właściciele straganów w obawie przed protestującymi, którzy odnosili się do nich z wrogością, zamknęli na głucho swoje interesy. Klientów w tych dniach i tak trzeba by szukać z latarką. Rozwścieczeni nielegalni handlarze koczujący na terenie bazaru nie tylko bowiem skandowali hasła protestu, ale sięgnęli również po bardziej radykalne środki wyrażenia swojego sprzeciwu, jak blokowanie ulicznych ulic, rzucanie petard, czy nawet sporadyczne tłuczenie szyb, kradzieże i podpalenie samochodu. Po dwóch dniach policji udało się opanować sytuację na tyle, że protestujący przenieśli się na obrzeża bazaru, a właściciele bazarowych sklepików odważyli się je ponownie otworzyć. Władzom miasta, nie udało się do tej pory dojść do ugody z protestującymi, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że pozwolenia na legalny handel na i tak już przepełnionym bazarze Feira de Madrugada (zarejestrowanych jest ok. 4 tys. sklepików i straganów), nie mogą być wydawane w nieskończoność.
Uliczne stragany i sprzedawcy obnośni to jeden ze stałych elementów scenerii brazylijskich miast i miasteczek, a jednocześnie utrapienie władz miejskich i policji, jako że duża ich część działa nielegalnie. Ponadto ich oferta, to bardzo często pirackie nagrania, podrabiane, a czasem i kradzione towary, lub produkty przechowywane w nieodpowiednich warunkach i niepoddane jakiejkolwiek kontroli jakości, co może być niebezpieczne szczególnie w przypadku żywności. Nie wspominając już o tym, że ich właściciele nie odprowadzają do kasy państwowej żadnych podatków, nieodpłatnie korzystają z przestrzeni miejskiej, a bywa że i czasem „podbierają” energię elektryczną lub wodę. Co jakiś czas wychodzą również na jaw przypadki cichej współpracy z policją, która za odpowiednią opłatą jest gotowa przymknąć oko na działalność straganiarzy, lub wręcz sama wymusza od nich haracz.
Dla wielu camelôs nielegalny uliczny handel to z pewnością kwestia przeżycia, a nie świadome obchodzenie prawa dla osiągnięcia zysków. Zastanawiam się jednak, czy takie – jak by nie było – chuligańskie zachowania handlarzy z Feira da Madrugada pomogą im w osiągnięciu oczekiwanego przez nich rezultatu, a przede wszystkim czy przysporzą im sympatii władz miasta, policji i wreszcie samych klientów…?
Brasilinha
*Jeden z okrzyków wznoszonych podczas protestów camelôs w São Paulo: „Camelô to nie złodziej!”.
**Popularna w Brazylii nazwa na określenie vendedores ambulantes, czyli sprzedawców obnośnych i właścicieli ulicznych przenośnych straganów. Słowo to pochodzi najprawdopodobniej od galicyjskiego camelot, oznaczającego rzeczy o niewielkiej wartości.
Źródła:
http://oglobo.globo.com/rio/mat/2011/01/26/camelodromo-local-de-irregularidades-923615339.asp
http://www1.folha.uol.com.br/folha/dimenstein/sonosso/index.htm
http://www1.folha.uol.com.br/cotidiano/998751-camelos-protestam-pelo-quinto-dia-em-sao-paulo.shtml