MST, czyli jak w XXI wieku odpowiadać na XIX-wieczne…
Nie lubię idei Międzynarodowych Dni Różnych Ważnych Spraw, ponieważ jest ich po prostu za dużo. Niemożliwością jest znalezienie czasu, aby codziennie zadumać się nad Kolejnym Ważnym Problemem Światowym, który woła o rozwiązanie. W praktyce wybieramy sobie kilka ważnych i staramy się o nich pamiętać. Dla zaskakująco dużej liczby ludzi, i to w bardzo różnych częściach świata, taką datą jest 17 kwietnia, Międzynarodowy Dzień Walki Chłopskiej.
Wszystko zaczęło się 15 lat temu w okolicach miasta Eldorado dos Carajás w Pará. Blisko 2 tysiące rodzin rolników bez ziemi i bez pracy zmierzało szosą w stronę stolicy stanu, Belém, manifestując na rzecz obiecywanej od lat reformy rolnej. Poczas jednego z postojów, podjechały do nich autobusy. Ucieszyli się – wcześniej obiecano im transport do Belém. Z pojazdów wysiadły jednak oddziały Polícia Militar, nakazały im „rozejść się” i wkrótce zaczęły strzelać. Efekt – 19 zabitych i kilkudziesięciu rannych. Część ofiar dosięgły strzały w głowę; według świadków, lokalnego lidera Oziela Pereirę najpierw złapano i zakuto w kajdanki, a dopiero potem zastrzelono.
Masakra w Eldorado dos Carajás nie była ani pierwszą, ani ostatnią. Na brazylijskiej prowincji, z dala od metropolii, stosunki społeczne, które my znamy z XIX-wiecznych powieści, mają się bardzo dobrze. Praca niewolnicza to wciąż palący problem. Rozwiązywanie konfliktów przemocą jest powszechne, a buntowniczy chłopi mają często przeciw sobie nie tylko właścicieli ziemskich, ale i sprzymierzone z nimi policję i wojsko.
Eldorado stało się symbolem dzięki… samochodowi ekipy telewizyjnej tkwiącym w korku, który spowodowali przemieszczający się chłopi (a było to ok. 1500 rodzin). Dziennikarze z TV Liberal, należącej do największego koncernu medialnego Globo, sfilmowali całe zajście. Tego samego dnia zapis masakry zajął czołowe miejsce w wieczornych wiadomościach. Wkrótce wieść o Eldorado dos Carajás przekroczyła granice Brazylii i została rozpowszechniona w 61 językach na całym świecie.
Podejście władz ewoluowało: jeszcze dzień po masakrze, ówczesny prezydent Fernando Henrique Cardoso bagatelizował problem, twierdząc, że zarówno konflikt, jak i sam ruch sem terra (chłopów bez ziemi) to przykłady „archaicznej” Brazylii, która odchodzi w przeszłość. Wkrótce jednak, widząc narastającą falę oburzenia (o jej skali niech świadczy fakt, że wkrótce po Eldorado Jan Paweł II wysłał list pasterski do Brazylijczyków, krytykując działania policji i apelując o „odważną i daleko idącą reformę rolną”), musiał zmienić taktykę. Odwołał planowaną wizytę w Waszyngtonie w obawie przed amerykańskimi organizacjami praw człowieka, wręczył dymisję ministrowi rolnictwa i wskrzesił zlikwidowane kilka lat wcześniej Ministerstwo Reformy Rolnej.
Wbrew słowom prezydenta, ruchy sem terra, na czele z MST, czy Movimento dos Trabalhadores Rurais Sem Terra (Ruchem Robotników Rolnych bez Ziemi), nie są „anachroniczne” ani w dziedzinie postulatów, ani w dziedzinie metod walki o swoje cele.
Co do postulatu reformy rolnej – w Brazylii rzeczywiście ma on sens. Jest to kraj przodujący w światowych rankingach koncentracji własności ziemskiej. Najwięksi fazendeiros (posiadacze ziemscy) mają latyfundia, przy których ordynacja zamoyska wygląda jak zaścianek. Tę sytuację, odziedziczoną po czasach kolonialnych, wzmocniła jeszcze w ostatnich dziesięcioleciach moda na uprzemysłowione farmy. Tymczasem wraz z rosnącą świadomością szkód, jakie przynosi intensywna, monokulturowa uprawa, rodzinne gospodarstwa, wyśmiewane jako „wsteczne”, wracają do łask.
Bardziej istotny jest jednak fakt, że członkowie MST i innych organizacji, rekrutujący się głównie z najuboższych warstw społeczeństwa, są w stanie wykorzystać sprzyjającą koniunkturę, żeby przebić się ze swoimi postulatami. Najbardziej efektownym tego przykładem był Marsz na Brasílię, zorganizowany w 1997 z okazji pierwszej rocznicy zajść w Eldorado dos Carajás. Trzy grupy członków MST ruszyły z São Paulo na południu, Governador Valadares na wschodzie i Rondonôpolis na zachodzie, aby po dwóch miesiącach i ok. 1000 km swoistej pielgrzymki dotrzeć do stolicy 17 kwietnia.
Marsz odniósł sukces – z wielu powodów. Po pierwsze, samo wydarzenie miało w sobie duży potencjał „medialny” – skupiało na sobie uwagę, podobnie jak kilka miesięcy temu plac Tahrir. Po drugie, podczas marszu sem terra mieli okazję do bezpośredniego kontaktu z ludźmi z innych środowisk, którzy do tej pory znali ich głównie z – często nierzetelnych – przekazów medialnych. Po trzecie, Marsz zakończyła manifestacja na Placu Trzech Władz w Brasílii. Choć w samym marszu brało udział ok. 1500 osób, to dzięki porozumieniu z innymi grupami (członkami partii politycznych, związków zawodowych, studentami, bezdomnymi), manifestacja zgromadziła dziesiątki tysięcy ludzi i była jedną z największych w historii stolicy.
W tym momencie MST było na szczycie. Co się działo potem – wkrótce.
Marek Cichy
Bibliografia:
BARREIRA, César. (1999) “Crônica de um massacre anunciado. Eldorado dos Carajás” São Paulo em perspectiva (São Paulo) n° 13(4): 136-143.
HAMMOND, John L (2004) “The MST and the Media: Competing Images of the Brazilian Landless Farmworkers’ Movement”. Latin American Politics and Society vol. 46, no 4 : 61-90.